Rozdział siódmy

Victor


Z samego rana wsiadłem do T-car’a i opuściłem wyspę. Napomknąłem coś Dickowi o tym, że mam kilka spraw do załatwienia i raczej nie będzie mnie cały dzień. Chciałem w ten sposób oszczędzić mu czasu na namierzanie mnie w razie nagłej akcji i uniknąć zamartwiania się Star. Garfield wie tyle, ile moim zdaniem powinien wiedzieć żeby nie wszczynać awantury o ten cały wyjazd. Powoli przemierzałem ulice Jump City, aż wyjechałem z miasta.

Specjalnie wybrałem dłuższą drogę żeby mieć czas na poukładanie sobie niektórych spraw w głowie. Zerknąłem na jezdnię, świat wokół wydawał się stać w miejscu. Byłem jednym z nielicznych samochodów poruszających się po drodze. Zacząłem przeskakiwać po radiostacjach aż trafiłem na satysfakcjonującą muzykę. Taką, przy której można wsłuchać się we własne myśli.

Rozsiadłem się wygodniej w fotelu. Przede mną była długa droga, a tej nocy nie spałem najlepiej. Wspomnienia sprzed kilku lat nie pozwalały mi zmrużyć oka, a jednak właśnie zmierzałem na spotkanie z dręczącymi mnie koszmarami. I prawdopodobnie, gdyby nie beznadziejne położenie Garfielda, nigdy bym się na to nie zdobył. Nawet nie przeszłoby mi to przez myśl.

A jednak, jechałem prosto do Nowego Jorku.

 

~~~

W końcu dotarłem do celu. Przede mną rozpościerała się sieć połączonych ze sobą placówek. Wyglądało to trochę jak kosmiczne spodki z filmów sci-fi. Cały teren ogradzał płot z drutu kolczastego, na którym przymocowano miliardy czerwonych tabliczek z ostrzeżeniami.


WSTĘP WZBRONIONY.

TEREN MONITOROWANY.

OGRODZENIE POD NAPIĘCIEM.


Zatrzymałem się metr od bramy wjazdowej, z trudem nabierając powietrza. Moje zdenerwowanie właśnie dawało o sobie znać, a fakt, że zamierzałem się włamać do bazy naukowej tylko to potęgował. Spojrzałem na panel na mojej ręce i zacząłem zabawę. W krótkim czasie obszedłem ich zabezpieczenia łamiąc wszystkie szyfry. W Detroit sprawy wyglądały zupełnie inaczej, mogłem wchodzić na teren ośrodka kiedy tylko chciałem, z uwagi na moich rodziców. Tutaj nikt nie miał zamiaru przymykać oka na moje niezapowiedziane wtargnięcie. Zapaliło się czerwone światło i brama rozsunęła się przede mną przy zgrzytach i piskach. Czujne kamery obserwowały każdy mój ruch, ale nie przejmowałem się tym. Jeśli są spostrzegawczy, a powinni być skoro dostali tu posadę, dowiedzą się o mojej obecności i bez nagrań z monitoringu. Zaparkowałem na uboczu żeby w razie niepowodzenia w miarę sprawnie się stąd zmyć. Nie oszukujmy się, już w tej chwili byłem skłonny zawrócić.

Wysiadłem z samochodu, przede mną stał ogromny, główny budynek S.T.A.R. Labs. Przez chwilę przerzucałem kluczyki w dłoniach, zagryzając dolną wargę. Wahałem się zrobić kolejny krok. Bałem się swojej reakcji, kiedy uderzy we mnie ból z przeszłości. Powtarzałem sobie, że robię to dla Garfielda. Ten jeden raz powinienem się przełamać.

Wziąłem kilka głębokich wdechów i wytarłem drżące dłonie o uda, co musiało wyglądać komicznie, skoro ich nie miałem. Nadal łapałem się na tak zwyczajnych odruchach jak wycieranie dłoni. Ludzkie gesty były tak silnie zakodowane w mojej podświadomości, że w ogóle nie byłem w stanie kontrolować niektórych zachowań.

Powłócząc nogami, upominałem się, że to nie ten sam budynek. Tamto laboratorium nadawało się do rozbiórki po tym, jak odebrało mi matkę, zniszczyło moje piękne, wysportowane ciało i sprawiło, że straciłem chęci do życia, które wtenczas wydawało się być pozbawione sensu i racji bytu.

Moja klatka piersiowa dygotała pod wpływem nierównego, łapczywego oddechu. Chyba dostawałem czegoś w rodzaju ataku paniki. Niejednokrotnie widziałem Rae w takim stanie. Nie chciałem panikować. W takim miejscu wolałbym być w pełni świadomy tego, co ewentualnie mogłoby się ze mną stać.

Oszklone drzwi rozsunęły się przede mną, a chłodny powiew klimatyzacji nieco mnie otrzeźwił. Było tu zupełnie inaczej niż w Detroit, co z początku uznałem za mały plus. Przekroczyłem próg i szczerze mówiąc, cieszyłem się w duchu, że nie zjadłem dużego śniadania. Nie było tu strasznie, trzeba przyznać, że na wejściu wszystko prezentowało się dość przyjaźnie, w porównaniu do budynku, w którym kilka lat temu pracowali moi rodzice. Wyglądało trochę jak recepcja hotelowa. Gdzieniegdzie porozstawianych było kilka roślin i bezdotykowy automat na wodę. Na wprost wejścia ciągnęła się długa lada, za którą stała drobna blondynka. Miała ciasno upięte włosy i tak grubą warstwę czerwonej szminki na ustach, że nie mogłem oderwać od nich oczu. A potem rzeczywistość wymierzyła mi solidnego policzka, kiedy minęło mnie dwóch mężczyzn w podeszłym wieku, ubranych w identyczne białe fartuchy. Wychodzili na zewnątrz głośno omawiając jakiś, najwidoczniej nieudany, eksperyment. Ze zdwojoną siłą dotarło do mnie, że przecież byłem w S.T.A.R. Labs, że to w jednym z ich placówek doszło do masakry, która wywróciła moje życie do góry nogami. Starałem się skupić na Garfieldzie, w końcu tylko z jego powodu tu przyjechałem. Obiecałem, że mu pomogę, że skoro on nie potrafił się przełamać, to ja spróbuję. I pewnie gdyby nie fakt, że urocza recepcjonistka cały czas do mnie mówiła, w międzyczasie uznając mnie na niepoczytalnego i niepostrzeżenie dając znak do jednego z trzech ochroniarzy w holu, który natychmiast nacisnął guzik przy uchu i szeptem wezwał swoich kolegów, pewnie już dawno wróciłbym do Jump City i zaszył się przed ekranem razem z Beastie’m.

Spojrzałem wokół siebie, w jednej chwili otoczyła mnie grupka rosłych mężczyzn z pistoletami skierowanymi prosto na mnie. Cali byli uzbrojeni, wyposażeni w odzież kuloodporną i hełmy z przyłbicami. Zamarłem i delikatnie podniosłem dłonie do góry, dając znak, że nie mam zamiaru niczego wywinąć. Całe moje ciało usiane było w małych, czerwonych kropkach. Czułem się jak kula dyskotekowa. Wszyscy stali nieruchomo, wpatrując się we mnie zawzięcie. Jeden niepożądany ruch i rozpęta się niepotrzebna strzelanina. Recepcjonistka wyszła zza lady z czystym profesjonalizmem wypisanym na twarzy. Spojrzała na mnie poważnie, marszcząc brwi. Dłoń miała luźno ułożoną na pistolecie przypiętym do pasa, jak się domyślałem nie była to jedyna broń w jaką była wyposażona, nie mówiąc już o kamizelce kuloodpornej prześwitującej przez białą koszulę.

– Nie chcę wam zrobić krzywdy. – wycedziłem ostrożnie.

– Cóż, jak widzisz my również nie mamy złych zamiarów, jednak musisz wziąć pod uwagę to, że wtargnąłeś na teren prywatny. Włamałeś się, a to sztuka. Nikt nie jest w stanie przejść naszych zabezpieczeń.

– Najwidoczniej nie macie aż tak zaawansowanej technologii, skoro…

– Victor? – usłyszałem zza pleców znajomy głos i mimo tych wszystkich luf skierowanych w mój stronę, powoli odwróciłem głowę. – Mogłam się spodziewać. Nikt inny nie zhakowałby nam systemu.

– Sarah. – odparłem oniemiały. Zlustrowałem ją wzrokiem, nie wierząc, że to naprawdę ona. Moją uwagę szczególnie przykuł identyfikator na jej piersi. – To znaczy, doktor Simms. – poprawiłem, zastanawiałem się, kiedy zdobyła tytuł doktora. Chociaż minęło tyle lat, że nie powinno mnie to wcale dziwić. – Nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy.

Sarah skinęła głową w stronę blondynki, która niechętnie odwołała ochronę. Mężczyźni w mundurach opuścili broń i ostrożnie się wycofali, nadal nie spuszczając mnie z pola widzenia. Sarah podeszła do mnie, spoglądając mi w oczy. Czułem się okropnie. Od wypadku nie miałem kontaktu z nikim z otoczenia ojca. Nie chciałem wracać do świata laboratorium, ani widzieć jakiegokolwiek współpracownika rodziców. Był okres, że brzydziłem się nimi. Nie mogłem znieść jej wzroku ciążącego na mnie. Nawet nie chciałem wiedzieć, co o mnie myśli widząc mnie takim, wiedząc jak bardzo zostałem odczłowieczony. Sarah dotknęła mojego sztucznego policzka, uśmiechając się delikatnie. Miałem ochotę się cofnąć, odrzucić jej dłoń, nie pozwolić na taki kontakt. Nie chciałem żeby widziała mnie pod ta postacią. Wolałem żeby pamiętała mnie jako w pełni sprawnego chłopaka, pełnego chęci do życia, z głową pełną pomysłów na swoją karierę sportową. A jednak ani drgnąłem. Stałem w miejscu pozwalając jej na dotykanie metalowej części twarzy.

– Ekhem. – przerwała recepcjonistka, a Sarah natychmiast się ode mnie oderwała – Pani Simms, mam rozumieć, że nasz nieproszony gość to pani znajomy, tak?

– Oh, ależ oczywiście. Proszę nie robić problemu z jego niezapowiedzianej wizyty. Wszelkie nieścisłości biorę na siebie.

– Nie musisz…

– Daj spokój, Vic. – uciszyła mnie machnięciem ręki – To tylko mała przysługa. – mówiła, puszczając do mnie oczko, ale prawda była taka, że znowu uratowała mi tyłek. Jak za starych czasów.  – Zgaduję, że chciałbyś się zobaczyć z Silas’em, prawda?

– Nie mogłoby być inaczej. – potwierdziłem.

– Normalnie zarażasz entuzjazmem. Chodź, zaprowadzę cię do niego.

Spojrzałem przelotnie na recepcjonistkę, która wgramoliła się na swój fotel i zaczęła stukać w klawiaturę komputera. Nawet nie wiedziałem, że Sarah również tutaj pracowała. Zastanawiałem się na jak wysokiej musi być pozycji, skoro blondynka tak szybko ustąpiła. Byłem pewien, że innemu pracownikowi byłaby w stanie odpyskować za taką akcję albo zgłosić jeszcze wyżej i tym samym narobić niemałych problemów. W końcu to nie plac zabaw, gdzie szczeniaki mogą się bezkarnie włamywać, tylko poważny ośrodek badawczy.

Weszliśmy w jeden z niekończących się korytarzy. Jeśli Tytani kiedykolwiek narzekali na ponuractwo korytarzy, które nieczęsto są używane, musieliby przyjść tutaj. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Poruszałem się sztywno, wsłuchany w rytmiczne uderzenia szpilek Sary. W końcu skręciliśmy w stronę windy i z niecierpliwością wpatrywaliśmy się w zmieniające się oznaczenia pięter.

Dopiero kiedy zasunęły się za nami metalowe drzwi, a Sarah wcisnęła odpowiedni przycisk, spojrzała na mnie z zamiarem podjęcia rozmowy.

– Wiele się zmieniło od ostatniego razu. – zaczęła, splatając swoje palce.

Skinąłem głową, nie bardzo wiedziałem co powiedzieć. Wydawało mi się, że próbowała nawiązać do naszego przelotnego romansu. Myślałem, że jasno ustaliliśmy, że to wszystko było tylko nic nieznaczącym incydentem. Zerknąłem na nią kątem oka. Czy obwiniała mnie za moje nagłe zniknięcie po wypadku? Według tego, co relacjonował ojciec, była świadoma mojego stanu fizycznego i psychicznego. Dla większości znanych mi wtedy osób Victor Stone umarł podczas eksplozji w laboratorium w Detroit, razem z Elinor Stone. Ojciec nigdy tego nie przyznał, ale ja niejednokrotnie słyszałem kondolencje składane przez znajomych, kiedy ukrywałem się po kątach dawnego domu. Wtedy myślałem, że coś w tym jest. Że tamtego felernego dnia faktycznie umarłem, przynajmniej w pewnym stopniu. Ale potem zobaczyłem zieloną poświatę przecinającą niebo nad Jump City i moje życie w krótkim czasie po raz kolejny wywróciło się do góry nogami.

– Saro, ja nie chciałem…

– Zaręczyłam się. – oświadczyła nagle, wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Teraz wychodziło na to, że to ja jej się naprzykrzam. – Jestem już tak stara, że to chyba naprawdę ostatnia szansa na zajście w ciążę. – wyznała – Takie uroki poświęcenia się karierze. – dodała ciszej, okręcając na palcu cienki, złoty pierścionek.

Spojrzałem na nią z szeroko otwartym okiem. Nie wiedziałem jak zareagować. To było tak sprzeczne z Sarą, którą znałem. Wcześniej wyśmiałaby każdego, kto decyduje się na dzieci w jej wieku. Czyżby ten wypadek wpłynął także na nią?

– Zresztą, to nieistotne. – odparła.

– Nieprawda. To cudowna wiadomość, serio. – mówiłem, starając się wykrzesać z siebie choć odrobinę radości. Gdyby nie miejsce byłbym skłonny brnąć dalej w temat, a nawet namówić ją na wspólne wyjście i opicie jej związku. – Gratuluję.

Sarah spojrzała na mnie niemrawo. Rozchyliła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie jej wargi tylko lekko zadrgały i zacisnęły się w wąską kreskę. Wyszliśmy z windy, od razu skręcając w lewo. Minęliśmy po drodze kilku naukowców, skupionych na swoich badaniach tak bardzo, że musieliśmy ustępować im miejsca żebyśmy się nie zderzyli. Czy każdy wielki geniusz jest takim dupkiem pracoholikiem?

– To czym się teraz konkretnie zajmujesz? – zagadnąłem, przerywając męczącą ciszę.

– Cóż, ten ośrodek specjalizuje się w zakresie nowoczesnej technologii, więc nie mam za dużego pola do popisu. Plus jest taki, że nadal mogę pracować przy badaniach międzyplanetarnych. W Detroit było dużo lepiej, nawet jeśli byłam na niższym stanowisku. Wtedy mogłam oddać się badaniom nad przestrzenią kosmiczną. – powiedziała niemal na jednym oddechu, stając nagle w miejscu. – To tutaj. – wskazała dłonią drzwi przed nami, uśmiechając się nieco pogodniej. – Wiesz, Vic, cieszę się, że przyjechałeś. Silas ciągle o tobie wspomina. Jest bardzo samotny. Zdaję sobie sprawę z tego, że nienajlepiej się między wami układa i nie chcę prawić ci kazań, ale on naprawdę żałuje, że nie macie lepszego kontaktu. – odwróciła się w stronę drzwi i małego skanera zamieszczonego z ich lewej strony. Komputer zeskanował jej twarz i otworzył drzwi, ukazując lekki nieporządek, w którym niezdarnie próbował odnaleźć się mój ojciec. – Niedawno przenieśli go to tej sekcji. Nadal nie może się zaklimatyzować. – poinformowała mnie, usprawiedliwiając go – Zostawię was samych. – powiedziała. Jej dłoń powędrowała na moje ramie, delikatnie je ściskając.

Sarah odwróciła się i odeszła zostawiając mnie samego z ojcem. Spoglądałem za nią jeszcze chwilę, obserwując kołyszące się w rytm stuknięć obcasów, długie, blond włosy. Na siłę przesuwałem w czasie to, co teraz stało się już nieuniknionym. Obawiałem się tego, jak zareaguje kiedy po tylu latach spojrzę mu w oczy. Żołądek podszedł mi do gardła, bezskutecznie starałem się nieco rozluźnić. Dopiero kiedy wszedłem do środka, ojciec mnie zauważył. Wytrzeszczył oczy w osłupieniu i rozchylił usta.

– Victor. – powiedział, poprawiając okulary na nosie. Zamrugał kilkakrotnie, uważnie mi się przyglądając. Wyglądał jakby zobaczył co najmniej ducha. – Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że się tu pojawisz.

– Ani ja. – rzuciłem mimochodem, starając się nadać mojemu głosu obojętny ton. Podszedłem bliżej niego.

– Więc co się stało? – zapytał niby przejęty. Nie byłem w stanie stwierdzić czy naprawdę był zdolny do zmartwień o coś innego niż praca i badania, nad którymi aktualnie pracował. Nadal moje zaufanie względem niego było wątpliwe. Nieważne co powiedziała Sarah, ten człowiek nie mógłby się zmienić, choćby nie wiem co. A najgorsze było to, że nie wiedziałem jak po tym wszystkim mam z nim rozmawiać bez robienia mu wyrzutów. – Nie musisz owijać w bawełnę. Zdaję sobie sprawę z tego, że masz do mnie jakiś interes. Mów, chłopcze. Przejechałeś taki kawał chyba nie na darmo, prawda?

Przez chwilę stałem przed nim i po prostu mu się przyglądałem. Zauważyłem siwiznę na skroniach i nowe zmarszczki w kącikach oczu i ust. Czas go nie oszczędził. Zastanawiałem się jak poukładał sobie życie. Chciałbym go zapytać jak radzi sobie bez mamy i beze mnie. Czy tęskni za nami? Czy brakuje mu jej towarzystwa? Naszych ciągłych kłótni o moją przyszłość? Sprzeczek o to, że znowu nie pojawił się na meczu albo jego kazań jak to marnuję swój intelekt i czas spędzając weekendy razem z kumplami z drużyny na imprezach pełnych alkoholu? Zawsze powtarzał, że mógłbym mieć wszystko, że jestem ponadprzeciętny. Problem w tym, że według niego oznaczało to pójście w jego ślady i poświęcenie się celom  naukowym. Dla mnie moja kariera sportowa była wszystkim. Tak, byłem ponadprzeciętny. Nie tylko intelektualnie, ale niestety mój ojciec nie miał okazji się o tym przekonać, bo uparcie opuszczał każdy jeden mecz. Co więcej, był tak zajęty swoją pracą, że nawet nie zauważył, kiedy przespałem się z jego współpracownicą.

 – Tak. – powiedziałem – Przyjechałem tylko w jednej sprawie. Musisz mi pomóc rozwiązać pewien problem.

 

~*~*~

 

~Rachel


Komentarze

  1. cooooo
    co to za rozdzial bez Robina?!
    skandal.
    ale teraz oczywiście będzie mnie męczyć co się wydarzy dalej, wiec mam nadzieje, ze ciąg dalszy będzie szybciej niż ostatnio -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty lepiej zobacz jakiego Victora ci daje, a nie mi z Robciem wyskakujesz.

      Usuń
  2. Vic i Silas? To musi być prawdziwa desperacja xD
    Fajnie, że się pojawił rozdział, może nie popchnął on jakoś mocno fabuły do przodu, ale dał nam wgląd w postać Cyborga, a to też jest ważne.
    Pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry, jestem tu nowy. Jeszcze nie mam konta na forum TitansGo i własnego bloga, ale niebawem to się zmieni.

    Przeczytałem siedem rozdziałów twojego bloga, i powiem Ci że bardzo przyjemnie się go czyta. Otoczenie bohaterów jest przekonujące, i pozwala się wczuć w sytuacje. Opisy miejscówek są na tyle bogate żeby je sobie wyobrazić, ale jednocześnie nie mają syndromu Pana Tadeusza (5 stron na opis krzaczków i chmurek, litości). Nieliczne sceny akcji są dobrze zrobione, wszystko jest logiczne i przemyślane. Generalne zachowanie bohaterów to jest mistrzostwo. Czuć dalej ducha kreskówki, i jednocześnie widać że bohaterowie mają po 20 lat (przekleństwa i inne takie). Moim zdaniem znalazłaś właściwy balans pomiędzy niewinnością/naiwnością serialu a prawdziwym życiem.

    Moja opinia na temat postaci:

    Gwiazdeczka jest fantastyczna. Troskliwa i niecodzienna. Fajnie pokazałaś jej zwyczaje kulinarne (kawa z musztardą). Jej relacja z Robinem jest absolutnie zrozumiała. Domaga się uwagi i jest cierpliwa, ale w końcu pęka. Nie mam się do czego doczepić. Wszystko jest zrozumiałe i łatwo można się postawić w jej sytuacji.

    Co do Robina mam zastrzeżenia. Przepracowuje się i często ćwiczy żeby się uspokoić (dobrze), a z powodu bycia bohaterem jest nadopiekuńczy wobec Raven (dobrze), przez co popada w konflikt z Gwiazdką i nie dostrzega jego powagi aż do ostatniej chwili (fenomenalnie, takiego Robina pamiętam z serialu). Sęk w tym że pomimo konfliktu z Gwiazdką, nie dociera do niego że jest nadopiekuńczy. Robin jest skłonny do pokory i niedomyślny. Na początku nie widzi problemu, ale kiedy go dostrzega to potrafi go zwalczyć. Jednakże po pogodzeniu się z Gwiazdką i wspólnej walce z Jinx, włączył mu się tryb niańki i od razu chciał wracać do wieży. Pogodzenie z Gwiazdką zmieniło jego poglądy w niewystarczający sposób, a na domiar złego odrzucał od siebie myśl że może się mylić, i nie liczy się ze zdaniem reszty Tytanów. Moim zdaniem to lekka przesada. Wiem że moja sugestia zakrawa na bezczelność, ale uważam że byłoby lepiej gdyby po walce z Jinx, Robin zrozumiał błędy w swoim postępowaniu i zaczął nad nim pracować. Z nadopiekuńczością jest jak z narkotykami (kiepski przykład, ale innego nie mam) nie można jej tak po prostu odstawić. Trzeba stopniowo zmniejszać dawkę, do poziomu gdzie przekrztałca się w normalną, zdrową opiekuńczość. Jednocześnie rzecz jasna zwiększając ilość czasu spędzanego z Gwiazdeczką. Pierwszym krokiem mogłoby być spędzenie z nią poranka w kawiarni. Jakieś pół godziny, może cała. Byłaby to okazja do pokazania jak Robin radzi sobie z konfliktem pomiędzy tym co uważa za słuszne (zmniejszanie dawki opiekuńczości) jak i z tym co jest przyjemne (opieka nad innymi). Sytuacja pozwala na pokazanie jego rozwoju, zaczynając od spiętego i zamyślonego, kończąc na niemalże uśmiechniętym i wyluzowanym. (taki też bywał w serialu) Jak już mówiłem, to tylko sugestia. Twój blog, twoja decyzja.

    Raven jest średniawa. Podoba mi się to że pokazałaś nam ją od innej strony. W serialu zawsze była opanowana i wyniosła. Była zdystansowana i skupiona na medytacji, ale czuć było jej subtelną więź z Tytanami (miażdżące żarty, kupowanie ciuchów z Gwiazdką, czy pomoc Cyborgowi w zbudowaniu auta). Pokazanie jej od strony strachu i wrażliwości jest spoko, i wnosi powiew świeżości. Pomysł na nocne mary i generalną słabowitość też jest ciekawy, aczkolwiek niekompletny. Nie mają one żadnej przyczyny, a jeśli mają, to jej nie widać. Nie było żadnego starcia z magikiem który by rzucił urok, ani nic w ten deseń. Nie wiadomo też jak Raven z nich wychodzi. Spędzenie nocy z Robinem poprawi humor każdej dziewczynie, ale uważam że rozwiązanie powinno być jakieś bardziej.... logiczne. Mogłaby na przykład odkryć że ma za niski poziom witaminy D, i częściej się wylegiwać na słońcu. Albo pobiegać czy posłuchać power metalu. Wiem że te przykłady są absurdalne, ale chodzi mi o to żeby robiła coś aktywnie. Walczyła z czymś, chociażby z własnym strachem lub zmęczeniem. W komentarzu do tego napiszę drugą część opinii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, nawet medytację można przedstawić w ciekawy sposób. (załóżmy na przykład że jej umysł ma w sobie jakieś demony, więc żeby go oczyścić rozwala je jak w Doomie) Generalnie chodzi mi o to, żeby podejmowała akcje i decyzje,
      oprócz snucia się po bazie.

      Bestia jest zbyt miękki. Rozumiem jego strach przed utratą mocy oraz ból jaki przeżywa, jednakże jego zachowanie jest nieoodpowiednie. Koleś ma naprawdę ciężkie życie. Opowiada żarty z których nikt się nie śmieje, jego poprzednia drużyna zmuszała go do bezwzględności i zostawiania przyjaciół, a jego dziewczyna go zdradziła, pobiła, przeprosiła, zginęła i zapomniała/dała mu kosza. Koleś przeszedł przez piekło i z powrotem (metaforycznie), a mimo to nie dał za wygraną. Dalej poszukuje akceptacji. Dalej troszczy się o przyjaciół. Dalej jest bohaterem. Owszem, jest wrażliwy i otwarty. Ale to wcale nie znaczy że jest miękki. Nie jestem jego wielkim fanem, ale uważam że powinien być twardszy. Pewnie, można pokazać że się zamartwia i mu smutno. Ale kiedy pojawia się okazja, szansa żeby coś zdziałać, Bestia rzuci się na nią i nie puści aż do końca. Zamartwianie się w wieży jest spoko. Strach przed zastrzykami też. Ale kiedy mówi o domu rodziców, w którym może się kryć dla niego nadzieja, to powinien zebrać się w sobie, zacisnąć pięści i namówić drużynę do rajdu na dom. Pewnie, mógłby zmienić zdanie tuż przed akcją, a drużyna by go zmusiła do dokończenia sprawy (jak powiedział A, to trzeba powiedzieć B), ale to i tak pokazałoby go w lepszym świetle niż obecnie.

      Co do związku pomiędzy nim a Raven, to ani go nie pochwalam, ani nie krytykuję. Jak dla mnie to oni są jak brat i siostra, a jego (jedyną) dziewczyną była Terra. Rozumiem jednak twój punkt widzenia i nie narzucam swojego.

      Cyborg jest idealny. Wyszedł Ci tak dobrze jak Gwiazdeczka. Jest definicją słowa ziomek. Widać że nadaje z Bestią na tych samych falach (pizza, gry video), i jednocześnie widać że jest od niego doroślejszy (nakłania go do robienia rzeczy na które tamten nie ma ochoty, wiedząc że na dłuższą metę będzie to dla niego dobre). Po prostu jest spoko. Nie potrafię określić jego charakteru, ale potrafię stwierdzić że go uchwyciłaś. (ciekaw jestem jak się potoczy jego wątek z Silasem)

      I taka jest moja opinia na temat twojego blogu. Kawał świetnej roboty, która może być jeszcze lepsza. Wiem że się wymądrzam mimo że nie mam bloga (jeszcze), i że sporo krytykuję. Uważam jednak że obie te rzeczy są konieczne do przedstawienia szczerej opinii, która nie byłaby tylko zbiorem pochlebstw.

      Ps.
      Jinx jest ciekawa, widzę że coś dla niej planujesz. Obstawiam że jej zachowanie ma jakiś związek z Kid Flashem.

      Usuń
    2. Cześć! Zacznę od tego jak bardzo się cieszę, że tu trafiłeś! A jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że w końcu będę miała z kim podyskutować. Mam nadzieję, że rzucisz mi jakieś namiary na swojego bloga, jak już go założysz.

      Nawet nie wiesz jak wielki uśmiech wywołały u mnie oba komentarze, poważnie. To niesamowite, że to co robię ma tak pozytywny odbiór i mam nadzieję, że kolejne rozdziały nie zniszczą całej otoczki, którą do tej pory stworzyłam. Też nie zdzierżyłabym opisów przyrody ciągnących się w nieskończoność, dlatego tak uwielbiam nasze dziedzictwa narodowe, fuj. Co do nielicznych scen akcji, tego tu dużo nie będzie, nie lubię zagłębiać się w pościgi za złoczyńcami. To raczej nigdy nie był mój konik i wątpię żeby cokolwiek udało mi się ładnie i logicznie ująć. Tutaj skupiam się na życiu codziennym Tytanów, więc raczej blog będzie się opierał na czymś w rodzaju obyczajówki. Słusznie zauważyłeś, że bohaterowie są dojrzalsi, to również chciałam podkreślić, kiedy zakładałam bloga na nowo. Więc przyjmijmy wszyscy, że jednak będą pojawiać się jakieś sceny +18, lepszej lub gorszej jakości. Nie wiem jak wypadam jeśli chodzi o tego typu relacje, na pewno będę chciała ująć to w bardzo subtelny sposób, nie kręci mnie bezuczuciowe porno w stylu Lipińskiej.

      Usuń
    3. A co do postaci fajnie, że Kori i Vic ci się spodobali. Poprzednio za wiele nie pisałam z perspektywy Victora, tutaj nadrabiam zaległości. Trochę się bałam, że go spierdzielę, ale mnie uspokoiłeś. Teraz widzę, że Victor wyszedł dokładnie tak, jak planowałam.
      Zauważyłam też wiele nieścisłości, które postaram się rozwiać pisząc kolejne rozdziały. Widzisz, dopóki nie powiedziałeś wprost, że coś tu nie gra, że coś może być niejasne, uważałam, że po prostu wszystko na logikę idzie sobie dopowiedzieć. Chociaż może dopowiedzieć to źle określenie, ale mam nadzieje, że wiesz co mam na myśli.

      Richard zachowuje się tak w stosunku do Rae, bo to coś więcej niż zwykła przyjaźń czy relacja typowo brat – siostra. Wiem, że ciężko to zrozumieć i staram się jakoś nakreślić zażyłość ich relacji, ale jak widać skutki są niezadowalające. Chyba będę musiała się cofnąć do momentu, w którym doszło do tego, że tak bardzo się ze sobą związali. Powiem tylko tyle, kiedy do tego doszło stali się jednością i tego nic i nikt nie może zniszczyć. Myślę, że się domyślisz, o którą scenę mi chodzi i cała układanka nabierze większego sensu, przynajmniej taką mam nadzieję.

      Rachel, jak dla mnie, jest po prostu wrażliwą, niepewną siebie dziewczyną, która zmaga się z przekleństwem jakie na niej ciąży. Wiadomo, że w kreskówce była opanowana, wręcz pozbawiona emocji, a jak już się one pojawiały to bardzo je ograniczała. Ja pokazuję Rae, która już przywykła do obecności Tytanów w swoim życiu i zwyczajnie zluzowała z ukrywaniem emocji. Pokazuje im, że w rzeczywistości jest wiele sytuacji/rzeczy, których się boi, że jest najbardziej wycofaną i niepewną swoich działań osobą pod słońcem. Mimo, że ma w sobie tak potężną moc nie wychyla się, wręcz w pewnym sensie obawia się tej niszczycielskiej siły. I może masz racje, że to wszystko ma potencjał, ale go nie wykorzystałam. Znaczy, nie wyjaśniłam, że chodzi o strach przed samą sobą. I to też postaram się naprawić.

      A co do Garfielda, mojego Kotlecika, Klopsika, Kluseczki. Cóż, mam wrażenie, że on jest najbardziej spychaną postacią, najmniej zrozumianą. Garfield nosi w sobie ogrom cierpienia, ale to nie zniszczyło go. Nadal jest wrażliwym mężczyzną, nadal wierzy w dobro i kocha otaczający go świat. Nie uważam, żeby był miękki i fajnie, gdybyś pokazał mi jakiś fragment, może doszlibyśmy do porozumienia w tej kwestii. Jeśli chodzi o niechęć do badań, to chyba nie ma co się dziwić, skoro tyle przeszedł. A powrót do przeszłości i odwiedziny w domu rodzinnym? No nie wiem, myślę, że raczej nie wpłynęło by to na niego korzystnie, nawet jeśli zdobyłby jakieś ich zapiski. Wiesz, myślę, że co innego kiedy wszystko w tobie siedzi i co innego kiedy nagle wszystkie twoje koszmary stają się namacalne i wracasz do przeszłości nie tylko we wspomnieniach.

      I, hm, nie wiem nawet co powiedzieć jeśli chodzi o związek BBRae. Dla mnie to życie, nawet nie wiem jak inaczej to określić. Mam nadzieję, że się do nich przekonasz, bo to że będą razem jest oczywistą oczywistością.

      A Terra to @#$%#^&#%^& ^%%# @#@!!!!**^&$ $#!%^.

      Nie wymądrzasz się, a zdrowa krytyka jest zawsze mile widziana. Ta wymiana zdań sprawiła mi niesamowitą radość, no i nie ukrywam, że mam nad czym pracować. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. A teraz zabieram się za kolejny rozdział, dałeś mi niezłego kopa do działania.

      Dziękuję za komentarze.

      Usuń
    4. Ja też się cieszę że tu trafiłem, fani powinni trzymać się razem. Chętnie podyskutuję z Tobą, i każdym kto zechce gadać o Młodych Tytanach. Namiary na bloga wrzucę jak będę miał co zaprezentować. Mam już generalną rozpiskę na prolog, epilog i cztery przygody. Brakuje mi pomysłu na przygodę z Gwiazdką w roli głównej, ale prędzej czy później właściwy pomysł wskoczy mi do głowy. Wtedy napiszę prolog i pierwszą przygodę. Resztę też będę regularnie tworzył.

      Znawca ze mnie żaden, ale mogę stwierdzić że sceny 18+ wypadają całkiem dobrze. Cieszę się że chcesz je robić subtelnie i uważam że to dobry kierunek. Z twórczością Lipińskiej się nie zapoznałem, i szczerze mówiąc nie mam ochoty tego zmieniać.

      Chyba się domyślam jaką scenę masz na myśli. No cóż, twoja wola. Skoro to coś więcej, to zachowanie Robina jest usprawiedliwione.

      Raven się boi samej siebie? Ok, to przekonujące. Mam w planach poruszyć ten wątek w moim blogu, więc nie zasugeruję rozwiązania problemu żeby siebie samego nie spojlerować.

      Tak, zgadzam się z tym że Bestia jest spychaną postacią i sporo wycierpiał. Natomiast co do: "A powrót do przeszłości i odwiedziny w domu rodzinnym? No nie wiem, myślę, że raczej nie wpłynęło by to na niego korzystnie, nawet jeśli zdobyłby jakieś ich zapiski." Nie zgodzę się z tą tezą. Rozumiem że z jednej strony to rozdrapywanie starych ran, jednakże z drugiej strony to stawienie czoła własnej traumie. I uratowanie samego siebie przed utratą mocy. Celem przygody jest stawienie czoła swoim lękom i słabościom. Spojrzenie im w oczy i splunięcie im w twarz. Pokazanie im oraz sobie, że jest się od nich silniejszym. Jak to mawiał pewien barbarzyńca:

      - Jaki jest sens życia?

      - Pokonać swoich wrogów. Ujrzeć ich krew wsiąkającą w piach. Oraz usłyszeć lament ich kobiet.

      Moim zdaniem wizyta w domu byłaby dobrym pomysłem. "Nie uważam, żeby był miękki i fajnie, gdybyś pokazał mi jakiś fragment, może doszlibyśmy do porozumienia w tej kwestii." bardzo chętnie, oto fragment do którego mam zastrzeżenia:

      "– Nie do końca znam przebieg twoich mutacji. – odkaszlnąłem, słysząc niewyraźny ton swojego głosu – Pomyślałem, że twoi rodzice pewnie prowadzili jakieś zapiski. Znaczy, podejrzewam, że masz jakiekolwiek notatki z okresu, kiedy…

      – Mam. – przytaknął, przerywając mi – Całe mnóstwo, ale nigdy ich nie czytałem. Nie mogłem…

      – Nie musisz ich czytać. Wystarczy, że ja to zrobię. – zaproponowałem, ale widząc jego dzikie spojrzenie zwątpiłem czy według niego kierowały mną dobre chęci.

      – Nie, Vic, nie mogę ci ich dać. Nie chcę tam jeszcze wracać. – powiedział z naciskiem – To nadal za szybko.

      – Wracać gdzie?

      – Do domu. – rzucił pusto, wgapiając się nieobecnym wzrokiem w swoje dłonie. – Minęło tyle lat, a ja nadal tam nie byłem. Jakoś nie mogę zebrać się w sobie żeby to zrobić. Tęsknie za rodzicami, bardzo. Każdego dnia mi ich brakuje. – westchnął – Ale nie wiem czy poradziłbym sobie wchodząc do wielkiego, pustego domu. Jak sobie o nim pomyślę przechodzą mnie ciarki.

      – To tylko budynek. – wymamrotałem zanim zdałem sobie sprawę z mojej głupoty.

      – Może i tak, ale ten budynek był moim domem i miał nim zostać. Rodzice chcieli żeby był wypełniony miłością, a przesiąkł ogromnym cierpieniem. Ten dom odzwierciedla pustkę we mnie. I wątpię żeby kiedykolwiek się to zmieniło. Nie każ mi tam wracać."

      Zgadzam się z tym, że odwiedzenie tego domu jest bolesne i traumatyczne. Że jest to wymagające wyzwanie. Uważam więc że trzeba je podjąć. Bestia często stawiał czoło swoim lękom a skoro nie przepadasz za Terrą, to podam przykład z jego kariery w Doom Patrolu. Młodzi Tytani: Sezon 5, odcinek 2 czas: 12:39 Bestia sprzeciwia się Mento, mimo że chce jego akceptacji. Wrzeszczy na niego i proponuje własny plan. Przez większość obu odcinków pokazano że go szanuje i traktuje jako swojego przywódcę. Sprzeciwienie się mu to ostatnia rzecz na jaką ma ochotę, a mimo to się sprzeciwia. I mu się udaje, dzięki czemu wygrywają bitwę z Braterstwem Zła (Brotherhood of Evil). Dlatego też uważam że Bestia powinien być bardziej odważny i proaktywny.

      Usuń
    5. BBRae: Niech sobie będą, twój blog = twoje zasady. Nie psuje mi to przyjemności z czytania, lubię inny punkt widzenia. (u mnie rzecz jasna będzie inaczej)

      Wątek Terry poruszę u siebie, więc tym razem się nie będę sprzeczać.

      Cała przyjemność po mojej stronie. Fajnie jest gadać z innymi fanami/fankami i wymieniać się opiniami. Zostanę na dłużej, nawet jeśli nie będę mógł się pojawiać regularnie (szkoła potrafi być czasochłonna). Dziękuję za odpowiedź, i kilka wyjaśnień. Powodzenia w pisaniu, nie poddawaj się.

      Usuń
    6. Nawiązując jeszcze do wcześniejszych komentarzy, wspomniałeś, że nic dziwnego, że Rae dobrze czuje się po nocy spędzonej z Robciem, bo każdej by to poprawiło samopoczucie. No więc nie. Na przykład na mnie perspektywa nocy spędzonej sam na sam z liderem nie robi żadnego wrażenia. I uwierz, jest wiele dziewcząt, które podpisałyby się pod tym.

      Jeśli chodzi o twojego bloga trzymam kciuki i czekam aż się coś pojawi. Najgorzej zacząć, później jest już z górki. Pomijając oczywiście chwile, kiedy doczepia się do nas brak weny.

      Co do Garfielda, widzisz, on nie podchodzi do tego tak jak przytoczony przez ciebie barbarzyńca. Garfield ma inny styl życia, nie musi pokonywać od razu każdej swojej traumy żeby udowadniać swoją wartość albo to jaki jest męski. To bardzo stereotypowe postrzeganie, że skoro jest mężczyzną to musi całe zło przezwyciężyć i nie może się bać. Mam rozumieć, że ból Rae rozumiesz i uznajesz, że ma prawo zachowywać się jak mięczak, bo jest kobietą, ale Garfield nie może się wymigiwać od stawienia czoła przeszkodom, bo jest mężczyzną? To brzydkie podejście. Garfield, Victor czy Richard mają tak samo prawo bać się podejmować pewnych działań co Rae czy Kori. I uważam, że mimo wszystko sytuacja z Mento, to że się mu postawił, to co innego niż opisywany przeze mnie problem z pogodzeniem się z przeszłością. Mento jest wrednym, zapatrzonym w siebie gnojkiem, Garfield prędzej czy później musiał dojrzeć do tego, żeby mu się postawić, musiał zrozumieć pewne rzeczy. A z mojej strony jednak mamy rodziców Garfielda, osoby, które go kochały i umarły, zostawiając go samego z całym bałaganem. Oczywiście nie mówię, że nigdy nie zawędrujemy do jego domu rodzinnego. Mam zamiar poruszyć ten temat, ale Garfield musi sobie poukładać w głowie kilka spraw.

      Terra u mnie również się pojawi, tylko trochę później. Jestem strasznie ciekawa jak zareagujecie na jej postać.

      Usuń
    7. To było miało być żartobliwe, wiem że są różne gusta.

      Dziękuję, dziękuję.

      "Co do Garfielda, widzisz, on nie podchodzi do tego tak jak przytoczony przez ciebie barbarzyńca. Garfield ma inny styl życia, nie musi pokonywać od razu każdej swojej traumy żeby udowadniać swoją wartość albo to jaki jest męski. To bardzo stereotypowe postrzeganie, że skoro jest mężczyzną to musi całe zło przezwyciężyć i nie może się bać."

      Nie chodzi mi o to żeby przezwyciężał całe zło na tym świecie. Chodzi mi o to, żeby przezwyciężał własne lęki. To co innego. Jego lęki powstrzymują go przed rozwiązaniem problemów. Problemów które skrzywdzą jego oraz drużynę. Utrata mocy Besti obniża sprawność bojową drużyny i oznacza że jest osłabiona, przez co może przegrać walkę z siłami zła. Dlatego też uważam że Bestia zmusi się do wizyty w domu, z poczucia obowiązku wobec swoich przyjaciół. Wiedząc że bez niego poumierają jeden po drugim. Wiem że z twojego punktu widzenia emocje są ważniejsze od siły ognia. Rozumiem że codzienne życie Tytanów ciekawi Cię bardziej od bezmózgich nawalanek. Sęk w tym że one mają cel. W serialu wywierają presję na bohaterów, i stawiają wymagania którym muszą sprostać. Popychają naprzód historię, a w konsekwencji postacie bohaterów. Nie mówię Ci tego, żebyś pisała sceny akcji. Nie chcesz tego, i to szanuję. Proszę jedynie o to, abyś dopuściła do świadomości fakt że w świecie Tytanów czyha na nich śmiertelne niebezpieczeństwo, i mają obowiązek stawić mu czoła. Mają obowiązek ćwiczyć i się rozwijać, aby być gotowymi kiedy nadejdzie godzina próby. Polegają na sobie nawzajem, i się o siebie troszczą. Właśnie dlatego uważam że Bestia powinien walczyć o swoje moce. Dla dobra przyjaciół.

      Co do "sterotypowego postrzegania że jest mężczyzną i musi całe zło przezwyciężyć": Jest bohaterem. Takie wybrał życie, i gdyby na jego miejscu znajdowała się Gwiazdka, oczekiwałbym od niej tego samego. Poczucia obowiązku i walki aż do końca. Płeć tu nie ma znaczenia.

      Co do barbarzyńcy przyznaję że mnie poniosło. Powinienem był wybrać inny przykład.

      "Mam rozumieć, że ból Rae rozumiesz i uznajesz, że ma prawo zachowywać się jak mięczak, bo jest kobietą, ale Garfield nie może się wymigiwać od stawienia czoła przeszkodom, bo jest mężczyzną?"

      Nie krytykuję Bestii za to że jest smutny i dzieli się swoimi uczuciami. Każdy ma do tego prawo. Chodzi mi o to, że nie podejmuje akcji kiedy może ją podjąć. To jest różnica między nim a Raven. Raven nie może podjąć żadnej akcji, więc jej nie krytykuję. Bestia może podjąć akcję, ale jej nie podejmuje i dlatego mam z nim problem. Jak już mówiłem, płeć tu nie ma nic do rzeczy.

      "I uważam, że mimo wszystko sytuacja z Mento, to że się mu postawił, to co innego niż opisywany przeze mnie problem z pogodzeniem się z przeszłością. Mento jest wrednym, zapatrzonym w siebie gnojkiem, Garfield prędzej czy później musiał dojrzeć do tego, żeby mu się postawić, musiał zrozumieć pewne rzeczy. A z mojej strony jednak mamy rodziców Garfielda, osoby, które go kochały i umarły, zostawiając go samego z całym bałaganem."

      Zgadzam się. Łatwiej jest walczyć ze złymi ludźmi, aniżeli radzić sobie ze stratą dobrych. Jest to bolesne, ale niczego to nie zmienia. Jest robota którą trzeba zrobić. Misja którą trzeba wykonać. Za wszelką cenę.

      "Oczywiście nie mówię, że nigdy nie zawędrujemy do jego domu rodzinnego. Mam zamiar poruszyć ten temat, ale Garfield musi sobie poukładać w głowie kilka spraw."

      No to jestem uspokojony. Wydawało mi się że ten wątek jest zamknięty, a tu proszę jakie miłe zaskoczenie. Nie popędzam Cię. Źle Cię zrozumiałem, to wszystko.

      "Terra u mnie również się pojawi, tylko trochę później. Jestem strasznie ciekawa jak zareagujecie na jej postać. "

      Już się boję. Z twojej opinii na jej temat wnioskuję że będzie zarąbiście zła i okrutna. Nie powstrzymuj się :).

      Usuń
    8. Okej, nie chodziło mi o całe zło świata, może źle to ujęłam. Chodziło właśnie o te jego słabości. Nie twierdzę, że sceny akcji są bezmózgie, wręcz przeciwnie. Jak dla mnie trzeba się wykazać czymś więcej niż samą kreatywnością żeby napisać to na tyle dobrze, żeby było ciężko się do czegokolwiek doczepić, dlatego ja wole też z jednej strony nie ryzykować i nie zawracać sobie głowy akcjami. A co do Garfielda, no to cóż mogę powiedzieć, przyznaję racje jeśli chodzi o śmiertelne niebezpieczeństwo i jestem tego jak najbardziej świadoma, jednak Garfield zwyczajnie nie potrafił im o tym powiedzieć.
      Nie zrobię z Terry niewiadomo jakiego złoczyńcy. Po prostu jej nie trawię, jest okropną @#$&*%%@#. I tyle.

      Usuń
    9. "przyznaję rację jeśli chodzi o śmiertelne niebezpieczeństwo i jestem tego jak najbardziej świadoma, jednak Garfield zwyczajnie nie potrafił im o tym powiedzieć"

      Kamień z serca, cieszę się że się rozumiemy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział pierwszy

Rozdział siedemnasty

Rozdział szesnasty