Rozdział szósty

Victor


Całe popołudnie ślęczałem nad wynikami Garfielda. Byłem tak skupiony na niezrozumiałych zmianach, które zachodziły w jego organizmie, że całkowicie zapomniałem o reszcie świata. Odnotowałem tylko Starfire, która cicho wleciała do skrzydła z obiadem na tacy. Jak się domyślałem zdążyła przeszukać całą wieżę nim przyszła jej na myśl część szpitalna. I Richarda, który przyszedł z rozciętą dłonią w poszukiwaniu apteczki, próbując przy tym wyglądać na niezainteresowanego tym, co tak bardzo przykuło moją uwagę.

Wreszcie opadłem zrezygnowany na fotel, chwytając w dłonie puszkę z zimnym napojem gazowanym. Wziąłem kilka dużych, szybkich łyków, aż zmroziło mi mózg. Obróciłem ją w dłoniach. Nie byłem w stanie stwierdzić jak się tu znalazła. Mogłem jedynie zgadywać, że to Kori podrzuciła mi ją, kiedy sprawdzała czy nadal siedzę wgapiony w monitor. I gdybym miał ludzkie dłonie, dałbym sobie jedną uciąć, że faktycznie przyszła to sprawdzić. Uśmiechnąłem się na samą myśl o jej opiekuńczości. Wypiłem resztę oranżady i zgniotłem puszkę w ręce.

Przetarłem leniwie oko i niechętnie pochyliłem się nad komputerem. Ludzkie części ciała najwyraźniej chciały się zbuntować, dając o sobie znać w postaci rwącego bólu. Oparłem łokcie na biurku, splatając razem dłonie i po raz kolejny prześledziłem zmiany atakujące organizm Garfielda. Zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie wskóram. Niewiele wiedziałem o jego mutacjach. Potrzebowałem wskazówek, a on prawdopodobnie był jedyną osobą, która mogłaby mi ich udzielić.

Zapisałem dane i zamknąłem system. Nie pozostawało mi nic innego jak mieć nadzieję, że mi pomoże. Wstałem i rzucając zmiażdżoną puszką do kosza na śmieci, wyszedłem z laboratorium. Skierowałem się prosto do jego pokoju. Beastie siedział przy biurku i kreślił coś w zeszycie. Spojrzał na mnie przelotnie, a kiedy spostrzegł, że wpatruję się w kartkę z powstającym szkicem, natychmiast zamknął notatnik. Odwrócił się na krześle, lustrując mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się. Nie byłem głupi, domyślałem się co, a raczej kto był obiektem jego prac. Niepotrzebnie starał się wszystko tuszować, ale postanowiłem nie wnikać. Jeśli daje mu to poczucie kontroli nad sytuacją, nie zamierzałem sprowadzać go na ziemię. Oparłem się plecami o ścianę. Garfield spojrzał na mnie podejrzliwie, unosząc brew do góry.

– Co? – rzucił.

– Potrzebuję twojej pomocy. – odparłem, wzruszając ramionami. Chciałem nadać rozmowie swobodny ton. Tak naprawdę nie wiedziałem jak może zareagować. – Nie potrafię stwierdzić, co ci dolega. – przyznałem i wtedy dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą. Nie byłem w stanie mu pomóc. Przez chwile myślałem, że to nic takiego, że być może Garfield trochę przesadza przez to, co już przeżył. Myślałem, że mutacje odbiły się na jego psychice tak bardzo, że teraz panikuje przez byle błahostkę. Wtedy miałem wrażenie, że mam wszystko w garści. Teraz czułem się bezsilny. – Nie do końca znam przebieg twoich mutacji. – odkaszlnąłem, słysząc niewyraźny ton swojego głosu – Pomyślałem, że twoi rodzice pewnie prowadzili jakieś zapiski. Znaczy, podejrzewam, że masz jakiekolwiek notatki z okresu, kiedy…

– Mam. – przytaknął, przerywając mi – Całe mnóstwo, ale nigdy ich nie czytałem. Nie mogłem…

– Nie musisz ich czytać. Wystarczy, że ja to zrobię. – zaproponowałem, ale widząc jego dzikie spojrzenie zwątpiłem czy według niego kierowały mną dobre chęci.

– Nie, Vic, nie mogę ci ich dać. Nie chcę tam jeszcze wracać. – powiedział z naciskiem – To nadal za szybko.

– Wracać gdzie?

– Do domu. – rzucił pusto, wgapiając się nieobecnym wzrokiem w swoje dłonie. – Minęło tyle lat, a ja nadal tam nie byłem. Jakoś nie mogę zebrać się w sobie żeby to zrobić. Tęsknie za rodzicami, bardzo. Każdego dnia mi ich brakuje. – westchnął – Ale nie wiem czy poradziłbym sobie wchodząc do wielkiego, pustego domu. Jak sobie o nim pomyślę przechodzą mnie ciarki.

– To tylko budynek. – wymamrotałem zanim zdałem sobie sprawę z mojej głupoty.

– Może i tak, ale ten budynek był moim domem i miał nim zostać. Rodzice chcieli żeby był wypełniony miłością, a przesiąkł ogromnym cierpieniem. Ten dom odzwierciedla pustkę we mnie. I wątpię żeby kiedykolwiek się to zmieniło. Nie każ mi tam wracać. – wydusił. Oparł łokcie na kolanach i zastygł z twarzą schowaną w dłoniach. – Wiesz co? Może to, że nie potrafisz zdefiniować co mi jest to znak. Może powinniśmy to zostawić. – dodał, spoglądając na mnie umęczonym wzrokiem.

Zdumiało mnie jak wielkie i nagłe przygnębienie potrafiła wywołać krótka rozmowa o jego przeszłości. Miałem złe przeczucie, że tak szybko nie wydostanie się z dołka. Skinąłem głową, nie bardzo wiedząc co zrobić. Nie miałem zamiaru naciskać po tym, co usłyszałem.

– Pogramy dziś? – zapytałem.

Naprawdę nic innego nie przyszło mi do głowy, a nie chciałem żeby jeszcze bardziej pogrążył się w przytłaczających wspomnieniach. Może i było to trochę nie na miejscu, ale miałem dobre intencje. Beastie spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Chyba niekoniecznie wierzyłem w jego autentyczność, ale w tej sytuacji złapałem się go jak koła ratunkowego. Próbowałem sobie wmówić, że wszystko w porządku.

– Wybierz coś. – usłyszałem w odpowiedzi.

Przytaknąłem, powoli się wycofując. W tej chwili chyba najlepiej będzie jeśli zostawię go samego. Garfield musiał uporządkować zamęt, który niechcąco wywołałem. Już miałem wyjść, kiedy się odezwał.

– Hej, Vic. – zagadnął. Odwróciłem się zaciekawiony. To śmieszne, ale przeszło mi przez myśl, że być może jednak zmienił zdanie. – Dziękuję. Za wszystko co dla mnie robisz.

– Nie ma sprawy, brachu. – odparłem, unosząc kącik ust.

~*~*~

Rachel

Noc zdawała się nie mieć końca, a ja nadal nie mogłam zasnąć.

 Wierciłam się niespokojnie na łóżku, próbując znaleźć odpowiednią pozycję. Nie byłam w stanie określić jak długo walczyłam z niewygodnym łóżkiem, ani co sprawiało, że nie mogłam zebrać myśli. Jak zwykle podejrzewałam najgorsze, chociaż tym razem starałam się zepchnąć to w ciemny, z pozoru nieużywany zakamarek umysł. Odwróciłam się w stronę okna, spoglądając zmęczonymi oczami w nocne niebo. Kilka razy wstawałam i szarpałam zasłonami. Nie mogłam zdecydować czy lepiej spać z zasłoniętymi oknami czy nie. Ostatecznie obie wersje mnie rozpraszały. Powoli wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do okna. Nie zauważyłam ani jednej chmurki, było tylko kilka migoczących gwiazd. Otaczająca nas woda zdawała się być zadziwiająco spokojna.

Bez namysłu otworzyłam jedną z szaf i ubrałam się nieco cieplej.  Rozejrzałam się po pomieszczeniu, chwyciłam gruby koc i narzuciłam go na swoje ramiona. Wyszłam na korytarz, gdzie cisza aż przyprawiała o ciarki. Starałam się nie myśleć o ciemności ogarniającej ogromną Wieżę, w której aktualnie tylko ja nie spałam. Nie chciałam znowu popadać w obłęd. Zaczynałam wątpić czy mój pomysł wyjścia na zewnątrz żeby trochę otrzeźwieć był dobry. Przez chwilę się wahałam. Nawet przeszło mi przez myśl żeby pójść do Richarda, kiedy niespodziewanie usłyszałam jakiś szmer wgłębi korytarza. Niby zdawałam sobie sprawę, że to pewnie nic takiego, ale mimo wszystko wprawiło mnie to w niesamowite osłupienie. Ostatecznie tylko minęłam jego pokój, upominając się, że przecież może być z Kori w sytuacji, której nie chciałabym być świadkiem. Z początku szłam w stronę schodów, ale mając gdzieś z tyłu głowy kłębiący się strach wybrałam windę. Swoją drogą nie wiem co gorsze; pogrążone w mroku, niekończące się schody czy szczelnie zamknięta, metalowa trumna. Zamknęłam oczy, starając się oddychać spokojniej. To był okropnie głupi pomysł. Ale maszyna ruszyła już w dół, więc nie miałam jak uciec. Umiarkowany spokój pojawił się dopiero, kiedy rozsunięte drzwi pozwoliły mi zobaczyć nieco więcej przestrzeni. Niemal parsknęłam śmiechem, kiedy zdałam sobie sprawę z własnej głupoty. Jedynym realnym zagrożeniem dla wszystkich byłam ja i powinnam o tym pamiętać.

Gdy tylko otworzyłam drzwi uderzył we mnie mroźny podmuch. Odruchowo okryłam się szczelniej kocem. Zeszłam niżej, gdzie kamieniste wybrzeże ustąpiło miejsca piaszczystej plaży. Zsunęłam buty, stawiając stopy na zimnym piasku. Kilka kroków ode mnie woda podmywała brzeg wyspy. Tak kuszącego oceanu jeszcze nie widziałam. Nie znałam tego uczucia, kiedy masz wrażenie jakby woda cię wołała. Wszystko wokół nabrało tak głębokiej, hipnotyzującej czerni. Zdawało się, że ocean nie ma końca, że tej nocy była jednością z niebem, a ty mógłbyś przepłynąć nawet na księżyc. Oczywiście o ile umiesz pływać. Czarownic nie mogli zatopić, bo woda automatycznie wyrzucała ich ciała na powierzchnie. Ja nie byłam czarownicą. Mnie brakowało tej umiejętności, więc zapewne popłynęłabym prosto na dno. Co za ironia.

Stanęłam w miejscu, gdzie lodowata woda muskała moje stopy. Raz po raz dotykała mojego ciała i jak oparzona wracała. Nie wiedziałam jak długo tam stałam. Woda miała tak głęboki odcień czerni, że nie byłam w stanie oderwać od niej oczu. Kusząca, uspokajająca czerń, która wypełniłaby całą przestrzeń wokół mnie, jeśli tylko zdecydowałabym się w niej zanurzyć. Dopiero głośniejszy plusk wyrwał mnie z odrętwienia. Niechętnie odwróciłam wzrok w stronę miasta. Niedaleko stał Beast Boy, wpatrując się we mnie z niezrozumieniem. Stał po kolana w wodzie, a ja zastanawiałam się jak to możliwe, że wcześniej go nie zauważyłam. Jak długo się mi przyglądał? Wielkimi krokami pokonał dzielącą nas odległość. Trochę mu zazdrościłam tak bliskiego kontaktu z wodą, sama chciałabym się w niej zanurzyć.

– Ciężka noc, niunia? – zapytał, zmuszając mnie do spojrzenia na siebie. Uśmiechnął się delikatnie. W odpowiedzi skinęłam lekko głową. Miałam wrażenie, że ma mnie za totalną wariatkę, i pewnie tak było. Splótł swoje dłonie, wyciągając ręce do przodu. – Myślałem, że wszyscy już śpią. – rzucił, wbijając spojrzenie w migoczące światła miasta.

– Ja też. – wychrypiałam.

– Cyborg pewnie już śpi. – rzucił mimochodem. Domyśliłam się, że musiało minąć już kilka dobrych godzin od ich rozstania z ekranem w salonie. – Ale co do naszych gołąbeczków, pewności nie mam…

Zapadła między nami niezręczna cisza. Poczułam się co najmniej dziwnie będąc z nim sam na sam w środku nocy, tym bardziej wiedząc, że od dłuższego czasu się we mnie wpatrywał. Zachowywał się nieswojo. Zazwyczaj nie zamykały mu się usta i w ogóle był weselszy. Spojrzałam na niego kątem oka, wtulając się mocniej w puchaty koc.

– Nie jest ci zimno? – zapytałam od niechcenia.

Beast Boy spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem. Wyszedł na brzeg i stanął przede mną, spoglądając na mnie z góry.

– A co, chcesz mnie zaprosić pod koc? – rzucił zadziornie.

Policzki zaczęły mnie piec. Poczułam się niezręcznie. Gdyby nie fakt, że to niegroźny Beast Boy i jego durne, nieśmieszne zaczepki, pewnie mimo moich obaw użyłabym mocy. Zamiast tego jedynie przewróciłam oczami.

– Twoje żarty są coraz gorsze. – zauważyłam – Wyszedłeś z wprawy?

– Może. – odparł śmiertelnie poważnie, przeczesując włosy do tyłu. Zachowywał się jakbym odkryła jakiś jego  sekret, a tymczasem ja powtarzałam to samo, co próbuję mu powiedzieć od lat. – Ale muszę to robić nawet jeśli są żenujące. To taka moja taktyka obronna. – stwierdził, przelotnie łapiąc moje spojrzenie. – Przejdziemy się? – zapytał, wskazując wzdłuż brzegu wyspy. Przytaknęłam i ruszyliśmy obok siebie. – Staram się stwarzać pozory normalności. – podjął znowu – Bo widzisz, Rae, obawiam się, że gdybym nie opowiadał żartów przez cały czas moja głowa eksplodowałaby wskutek depresji.

Całkowicie mnie zamurowało. Spojrzałam na niego oniemiała, on natomiast błądził nieobecnym wzrokiem gdzieś wśród świateł miasta. Nie wiedziałam czy lepiej to przemilczeć czy skleić jakąś w miarę sensowną odpowiedź. Szliśmy przez chwilę w ciszy, a ja szukałam odpowiednich słów. Kompletnie nie wiedziałam jak się zachować w chwili, kiedy oddał mi kawałek siebie.

– Beast Boy… – szepnęłam.

– Rae, czy mogłabyś mnie przytulić? – wypalił, zatrzymując się w miejscu. Gwałtownie odwrócił się do mnie, śledząc uważnie moją reakcję. Odkaszlnęłam. Beast Boy jako jedyny potrafił w kilka sekund wprawić mnie w zadziwiająco wielkie zakłopotanie, co musiał zdradzić wyraz mojej twarzy. Poruszyłam się niespokojnie w miejscu, patrząc mu prosto w oczy. Nie mogłam zrezygnować z tej intymnej czynności. W jego spojrzeniu było coś takiego, co niewiarygodnie mocno ściskało moje serce. – Przepraszam. – westchnął – Zapomnij o tym.

I tak po prostu, nic nie mówiąc ruszył przed siebie. Czułam targające nim uczucia, ale nie potrafiłam ich zdefiniować. To coś, czego nie doświadczyłam. Może to wbrew mnie, ale w tamtej chwili chciałam do niego przylgnąć. Chciałabym móc mu pomóc. Obserwowałam jak z rozmachu kopnął małą górkę, wzbijając chmurę piasku ponad sobą. Rozdygotany stanął w miejscu i odchylając głowę do tyłu coraz gwałtowniej nabierał powietrza. Widziałam jak to wszystko w nim narasta. Niewiele myśląc podeszłam do niego i chwyciłam jego napiętą dłoń. Nie założył rękawiczek, a ja pierwszy raz czułam dotyk jego skóry. Wpatrywał się we mnie intensywnie, a po moim ciele przebiegł dreszcz. Nagle dzieliły nas zaledwie centymetry. Ścisnął mocniej moją dłoń, jakby bał się, że się wycofam. Powietrze wokół nas stało się cięższe. Zrobiło mi się duszno. Czułam narastające między nami napięcie. Nie wiedziałam co zwiastowało, ale miałam przeczucie, że jeśli go puszczę wszystko może się posypać. Westchnął przeciągle, uwalniając nadmiar emocji. Powoli się odprężał.

– Przepraszam. – szepnął – Nie chciałem… Jestem… Po prostu… – jąkał,  chwytając się wolną ręką za głowę. – Wiesz, ostatnio nie czuję się najlepiej. – przyznał.

Puścił moją dłoń, a mi zrobiło się nagle niespodziewanie zimno.

– Wracamy?

Przytaknęłam i w ciszy ruszyliśmy do domu.  Kiedy wdrapywaliśmy się po stromym zboczu zachwiałam się i pewnie gdyby nie szybka reakcja Bestii, poturlałabym się na sam dół. Poczułam jak jego dłoń zacisnęła się wokół mojej talii. Wzdrygnęłam się, kiedy moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Spojrzałam na niego z przekąsem. Odpowiedział mi nieznacznym uśmiechem, chwytając mnie nieco pewniej. Chwilę później byliśmy w środku, dopiero wtedy mnie puścił.

Weszliśmy do windy, ruszając na samą górę. Wcześniej wydawało mi się, że była większa. Stałam sztywno w kącie, nie podnosząc wzroku. W końcu wjechaliśmy na wybrane piętro i w milczeniu przeszliśmy przez korytarz, zatrzymując się przed moim pokojem. Nasze spojrzenia znowu się spotkały.

– Pójdziesz spać? – zapytałam, przerywając narastające na nowo, nieznośne napięcie. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale jego wyznanie wstrząsnęło mną na tyle żeby zacząć się martwić. Skinął głową. – Okej. – przytaknęłam, a moja dłoń powędrowała na zimne, metalowe drzwi. Zadrżałam, kiedy spojrzał na mnie tym swoim dzikim wzrokiem. Nie byłam do końca pewna, czy chciałam wiedzieć co chodziło mu po głowie. – To dobranoc.

– Dobranoc, niunia. – szepnął, zanim zamknęły się za mną drzwi.

~*~*~

Garfield

Opadłem na moje wymięte łóżko. Wiedziałem, że nie uda mi się zasnąć. Byłem nabuzowany energią, przepełniony Rae. Całym sobą domagałem się jej bliskości. Pragnąłem być przy niej i dotykiem śledzić każdy centymetr jej drobnego ciała. Elektryzowała mnie sama myśl o niej. Nie mogłem przestać gdybać. Zastanawiałem się, co by było gdybym jednak zdobył się na odwagę i spróbował ją pocałować? A gdyby byłą teraz ze mną? Czy jej obecność w moim życiu zmieniłaby tą sytuację? Nie miałem pewności, ale patrząc na to jak potrafiła wpłynąć na mnie na plaży, wiązałem duże pokłady nadziei, że byłoby lepiej. Tak, byłoby zdecydowanie lepiej, gdybyśmy byli razem. Problem polegał na tym, że mimo moich nieudolnych starań ona nadal nie zwracała na mnie należytej uwagi.

Warknąłem, przewracając się na bok. Sięgnąłem po szkicownik i przewróciłem kartki, aż natrafiłem na mój ostatni, niedopracowany szkic przedstawiający półnagą Rachel z kubkiem parującej herbaty w dłoniach. Jej zmęczone oczy wpatrywały się we mnie, a usta układały w nieśmiały uśmiech. Kiedyś wystarczało mi samo uwiecznienie jej twarzy, ale z czasem zapragnąłem poznać jak wygląda całe jej ciało. Moje prace nie były wulgarne, nadawałem im wiele subtelności i niewinności. I byłem niesamowicie zadowolony z efektów.

Przez chwile byłem skłonny wziąć ołówek do ręki i dopracować szkic, ale szybko okazało się, że byłem całkowicie niezdolny do takiego wysiłku. Opadłem na plecy, wgapiając się w sufit.

Westchnąłem przeciągle. Chwyciłem w dłonie poduszkę i przycisnąłem ją do twarzy. Przeżywałem dziś tak skrajnie różne emocje, aż nabrałem wrażenia, że nie potrafiłem sobie z nimi poradzić. Najpierw rozmowa z Victorem, która na nowo rozdrapała stare rany i pozostawiła po sobie jedynie moje rozdarte serce. Chodziłem później markotny, aż nie spotkałem Rae przed Wieżą. Sprawiała, że wszystkie moje zmartwienia tak po prostu znikały, zupełnie jakby brała na swoje barki całe cierpienie, z którym się zmagałem. Tylko ona w niewyjaśniony sposób potrafiła poskładać moje serce i nadać przyszłości lepszych barw.

Bałem się, że mimo wszystko zrobiłem coś wbrew niej. Co prawda sam prosiłem żeby mnie przytuliła, więc logicznie rzecz biorąc zrobiła to tylko ze względu na moją zbolałą minę. Może było jej mnie trochę żal? Chociaż z drugiej strony wycofałem się z wszystkiego, uzmysłowiwszy sobie jak wiele może ją to kosztować. Doskonale wiedziałem, że za wszelką cenę zawsze pozbywała się wszelkiego rodzaju uczuć – chociaż z gniewem nie zawsze jej wychodziło – i rozumiałem, że takie nagłe okazywanie emocji nie było dla niej łatwym zdaniem. Brałem pod uwagę fakt, że jest empatką, ale mimo wszystko, domyślałem się, że wiele ją to kosztowało. Co innego wczuć się w czyjąś sytuację, a co innego okazać współczucie. Można by pomyśleć, że przecież to tylko trzymanie się za ręce. Ale ona nie lubi dotyku, o czym niejednokrotnie się przekonaliśmy. Nigdy nie miała styczności z czymś tak zwyczajnym jak złapanie się za ręce. No dobra, może teraz wyglądało to nieco inaczej, bo z Robinem utrzymywała bliższe stosunki niż z resztą. Ale przecież to Robin, jej przyjaciel i obrońca. Przewróciłem oczami. Sam też mogłem ją uratować z podziemi.

Chyba najwięcej trudności sprawiał mi fakt, że kocham ją od dawna i nadal nie mogłem zebrać się w sobie żeby cokolwiek z tym zrobić. I pewnie znowu zostawiłbym wszystko tak jak było, tylko tym razem było inaczej. Poczułem to elektryzujące, niemal duszące napięcie, które powstało między nami i byłem niemalże pewien, że ona też to poczuła. Nie mogło być inaczej. To było wręcz namacalne. Przez chwile zawładnęło mną złudne wrażenie, że wszystko jest możliwe.

 W jednej chwili wyskoczyłem z łóżka. Nie wiedziałem co mną kierowało, wiedziałem za to, że ona na mnie czeka. To głupie i ckliwe poczucie, które ogarnia prawie każdego bohatera tanich romansów, które oglądała Star. Po prostu nagle coś podpowiedziało mi, że powinienem wyjść do niej, że dziwnym trafem spotkamy się w połowie drogi, wpadając sobie w ramiona. Trochę powątpiewałem, że akurat w naszym przypadku skończy się to namiętną scenką, ale potrzebowałem Rae. Potrzebowałem, żeby znowu mnie uratowała. A poza tym byłem niesamowicie ciekawy co z tego wyjdzie. Ta sytuacja była o tyle zabawna, że dzieliło nas zaledwie kilka kroków. Wszyscy mamy sypialnie na tym samym piętrze, więc często na siebie wpadamy. Nie ma mowy żebyśmy z rozbiegu wpadli sobie w objęcia.

Wyszedłem z pokoju, jednak na korytarzu nikogo nie było. Machnąłem na to ręką, wmawiając sobie, że pewnie się nie zsynchronizowaliśmy i za chwilę na pewno zobaczę jak wychodzi ze swojego pokoju. Zrobiłem dwa kroki w jej stronę, aż w końcu stanąłem pod jej drzwiami, spoglądając tęsknie na wielki napis RAVEN. Minęło kilka minut, a Rae nadal się nie pojawiła. Moje ramiona nieco opadły. Nie bardzo wiedziałem, co próbowałem sobie udowodnić. Nie mogłem uwierzyć, że mój perfekcyjny scenariusz się nie sprawdził.

~*~*~

~Rachel

Komentarze

  1. ❤️❤️❤️
    wreszcie rozdzialik!
    cieszę się, że w końcu sprawy idą w dobrym kierunku czyli:
    "Ostatecznie tylko minęłam jego pokój, upominając się, że przecież może być z Kori w sytuacji, której nie chciałabym być świadkiem." :}}}}
    Raven w końcu zostawia mojego Robina w spokoju i zajmuje się swoim groszkiem.
    no i teraz tylko musi go wywlec z Wieży i wohoo przygoda do domu rodzinnego Beast Boya!
    och, i co tu było do memlania? 🦛

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, nie ma co ukrywać... Garfield wygrywa z nim w każdej możliwej sytuacji. 🤷‍♀️
      A memlanie usunęłam skoro wam się nie podoba.

      Usuń
  2. Jejku, i ta końcówka, ten bohaterski Beast Boy xD.
    Momentami miałam wrażenie, że Gar gadał zbyt poetycko, ale tak poza tym to wszystko wyszło tak naturalnie. Zakłopotanie, zauroczenie, niepewność, strach. Dobrze to oddajesz. I kurde, aż nie mogę się doczekać, jak rozwiniesz sytuację.
    Uwielbiam sposób, w jaki przestawiasz Raven. Zupełnie inny, oryginalny, ale trzymający się kupy i cały czas mam niedosyt, bo mogłabym czytać z jej perspektywy w twoim wykonaniu non stop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, przyznaję, może trochę przesadziłam z Garfieldem, trochę przekombinowałam. Chciałam żeby wyszedł na takiego wrażliwego mężczyznę i chyba lekko odleciałam. Będę zwracać na to uwagę w przyszłości, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Mam wrażenie, że to taki mój nawyk i będzie ciężko go zwalczyć.
      Dziękuję bardzo za tak pozytywny komentarz, to naprawdę podniosło mnie na duchu. Bardzo zależy mi na tym żeby wszystko wyglądało naturalnie, tak zwyczajnie.
      I, omg, nie żartuj z tą Rae. xd

      Usuń
    2. Znaczy się... wiesz... to twoja wersja Gara, więc jeśli tylko konsekwentnie go tak wykreujesz, to też jest spoko, tylko warto pamiętać, że oni jednak mają dopiero te dwadzieścia lat czy coś koło tego.
      Nie, nie żartuję. Naprawdę przyjemnie mi się czyta tę historię, gdzie Rav jest taka trochę słabsza, bezbronna. Sama rzadko sobie ją tak wyobrażałam, takie fajne urozmaicenie.

      Usuń
    3. Tak, tak, mam zamiar pokazywać go tak jak do tej pory. Po prostu już dwie osoby zwróciły uwagę, że jest lekko przekombinowany i kawałkami jego perspektywa jest pisana jakbym pisała o niespełnionej polonistce po pięćdziesiątce, więęęc... Muszę coś z tym zrobić. xd
      Wydaje mi się, że tylko w tym rozdziale jest trochę, hm... nie taki. Ale zwrócę mu jego zajebistość.
      I bardzo mnie cieszy, że ci się spodobał sposób w jaki oddaje Rae. <3

      Usuń
    4. Grunt, że masz tego świadomość. Teraz po prostu tego pilnować i będzie gitara. Każdemu się czasami zdarza totalnie odjechać. Tak apropo odlatywania, o ile mogę: chamska reklama, na blogu wpadł u mnie nowy rozdział, w którym też tak totalnie poetycko pojechałam, że sam Szekspir by się nie powstydził, aczkolwiek już to zmieniłam, żeby się biedny nie obraził xD

      Usuń
  3. A gdzie rozdział? :(

    Bo tu się świetne rzeczy dzieją

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam ostatnio dużo na głowie, dlatego tak długo mnie nie było. Ale po weekendzie mam zamiar zabrać się za rozdział. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział pierwszy

Rozdział siedemnasty

Rozdział szesnasty