Rozdział szósty
Victor
Całe popołudnie ślęczałem nad wynikami
Garfielda. Byłem tak skupiony na niezrozumiałych zmianach, które zachodziły w
jego organizmie, że całkowicie zapomniałem o reszcie świata. Odnotowałem tylko
Starfire, która cicho wleciała do skrzydła z obiadem na tacy. Jak się
domyślałem zdążyła przeszukać całą wieżę nim przyszła jej na myśl część
szpitalna. I Richarda, który przyszedł z rozciętą dłonią w poszukiwaniu
apteczki, próbując przy tym wyglądać na niezainteresowanego tym, co tak bardzo
przykuło moją uwagę.
Wreszcie opadłem zrezygnowany na fotel,
chwytając w dłonie puszkę z zimnym napojem gazowanym. Wziąłem kilka dużych,
szybkich łyków, aż zmroziło mi mózg. Obróciłem ją w dłoniach. Nie byłem w
stanie stwierdzić jak się tu znalazła. Mogłem jedynie zgadywać, że to Kori
podrzuciła mi ją, kiedy sprawdzała czy nadal siedzę wgapiony w monitor. I
gdybym miał ludzkie dłonie, dałbym sobie jedną uciąć, że faktycznie przyszła to
sprawdzić. Uśmiechnąłem się na samą myśl o jej opiekuńczości. Wypiłem resztę
oranżady i zgniotłem puszkę w ręce.
Przetarłem leniwie oko i niechętnie
pochyliłem się nad komputerem. Ludzkie części ciała najwyraźniej chciały się
zbuntować, dając o sobie znać w postaci rwącego bólu. Oparłem łokcie na biurku,
splatając razem dłonie i po raz kolejny prześledziłem zmiany atakujące organizm
Garfielda. Zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie wskóram. Niewiele wiedziałem
o jego mutacjach. Potrzebowałem wskazówek, a on prawdopodobnie był jedyną
osobą, która mogłaby mi ich udzielić.
Zapisałem dane i zamknąłem system. Nie
pozostawało mi nic innego jak mieć nadzieję, że mi pomoże. Wstałem i rzucając
zmiażdżoną puszką do kosza na śmieci, wyszedłem z laboratorium. Skierowałem się
prosto do jego pokoju. Beastie siedział przy biurku i kreślił coś w zeszycie.
Spojrzał na mnie przelotnie, a kiedy spostrzegł, że wpatruję się w kartkę z
powstającym szkicem, natychmiast zamknął notatnik. Odwrócił się na krześle,
lustrując mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się. Nie byłem głupi, domyślałem się co,
a raczej kto był obiektem jego prac. Niepotrzebnie starał się wszystko
tuszować, ale postanowiłem nie wnikać. Jeśli daje mu to poczucie kontroli nad
sytuacją, nie zamierzałem sprowadzać go na ziemię. Oparłem się plecami o
ścianę. Garfield spojrzał na mnie podejrzliwie, unosząc brew do góry.
– Co? – rzucił.
– Potrzebuję twojej pomocy. – odparłem,
wzruszając ramionami. Chciałem nadać rozmowie swobodny ton. Tak naprawdę nie
wiedziałem jak może zareagować. – Nie potrafię stwierdzić, co ci dolega. –
przyznałem i wtedy dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą. Nie byłem w stanie mu
pomóc. Przez chwile myślałem, że to nic takiego, że być może Garfield trochę
przesadza przez to, co już przeżył. Myślałem, że mutacje odbiły się na jego
psychice tak bardzo, że teraz panikuje przez byle błahostkę. Wtedy miałem
wrażenie, że mam wszystko w garści. Teraz czułem się bezsilny. – Nie do końca
znam przebieg twoich mutacji. – odkaszlnąłem, słysząc niewyraźny ton swojego
głosu – Pomyślałem, że twoi rodzice pewnie prowadzili jakieś zapiski. Znaczy,
podejrzewam, że masz jakiekolwiek notatki z okresu, kiedy…
– Mam. – przytaknął, przerywając mi –
Całe mnóstwo, ale nigdy ich nie czytałem. Nie mogłem…
– Nie musisz ich czytać. Wystarczy, że
ja to zrobię. – zaproponowałem, ale widząc jego dzikie spojrzenie zwątpiłem czy
według niego kierowały mną dobre chęci.
– Nie, Vic, nie mogę ci ich dać. Nie
chcę tam jeszcze wracać. – powiedział z naciskiem – To nadal za szybko.
– Wracać gdzie?
– Do domu. – rzucił pusto, wgapiając się
nieobecnym wzrokiem w swoje dłonie. – Minęło tyle lat, a ja nadal tam nie
byłem. Jakoś nie mogę zebrać się w sobie żeby to zrobić. Tęsknie za rodzicami,
bardzo. Każdego dnia mi ich brakuje. – westchnął – Ale nie wiem czy poradziłbym
sobie wchodząc do wielkiego, pustego domu. Jak sobie o nim pomyślę przechodzą
mnie ciarki.
– To tylko budynek. – wymamrotałem zanim
zdałem sobie sprawę z mojej głupoty.
– Może i tak, ale ten budynek był moim
domem i miał nim zostać. Rodzice chcieli żeby był wypełniony miłością, a
przesiąkł ogromnym cierpieniem. Ten dom odzwierciedla pustkę we mnie. I wątpię
żeby kiedykolwiek się to zmieniło. Nie każ mi tam wracać. – wydusił. Oparł
łokcie na kolanach i zastygł z twarzą schowaną w dłoniach. – Wiesz co? Może to,
że nie potrafisz zdefiniować co mi jest to znak. Może powinniśmy to zostawić. –
dodał, spoglądając na mnie umęczonym wzrokiem.
Zdumiało mnie jak wielkie i nagłe
przygnębienie potrafiła wywołać krótka rozmowa o jego przeszłości. Miałem złe
przeczucie, że tak szybko nie wydostanie się z dołka. Skinąłem głową, nie
bardzo wiedząc co zrobić. Nie miałem zamiaru naciskać po tym, co usłyszałem.
– Pogramy dziś? – zapytałem.
Naprawdę nic innego nie przyszło mi do
głowy, a nie chciałem żeby jeszcze bardziej pogrążył się w przytłaczających
wspomnieniach. Może i było to trochę nie na miejscu, ale miałem dobre intencje.
Beastie spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Chyba
niekoniecznie wierzyłem w jego autentyczność, ale w tej sytuacji złapałem się
go jak koła ratunkowego. Próbowałem sobie wmówić, że wszystko w porządku.
– Wybierz coś. – usłyszałem w
odpowiedzi.
Przytaknąłem, powoli się wycofując. W
tej chwili chyba najlepiej będzie jeśli zostawię go samego. Garfield musiał
uporządkować zamęt, który niechcąco wywołałem. Już miałem wyjść, kiedy się
odezwał.
– Hej, Vic. – zagadnął. Odwróciłem się
zaciekawiony. To śmieszne, ale przeszło mi przez myśl, że być może jednak
zmienił zdanie. – Dziękuję. Za wszystko co dla mnie robisz.
– Nie ma sprawy, brachu. – odparłem, unosząc kącik ust.
~*~*~
Rachel
Noc
zdawała się nie mieć końca, a ja nadal nie mogłam zasnąć.
Wierciłam się niespokojnie na łóżku, próbując
znaleźć odpowiednią pozycję. Nie byłam w stanie określić jak długo walczyłam z
niewygodnym łóżkiem, ani co sprawiało, że nie mogłam zebrać myśli. Jak zwykle
podejrzewałam najgorsze, chociaż tym razem starałam się zepchnąć to w ciemny, z
pozoru nieużywany zakamarek umysł. Odwróciłam się w stronę okna, spoglądając
zmęczonymi oczami w nocne niebo. Kilka razy wstawałam i szarpałam zasłonami.
Nie mogłam zdecydować czy lepiej spać z zasłoniętymi oknami czy nie.
Ostatecznie obie wersje mnie rozpraszały. Powoli wygramoliłam się z łóżka i
podeszłam do okna. Nie zauważyłam ani jednej chmurki, było tylko kilka
migoczących gwiazd. Otaczająca nas woda zdawała się być zadziwiająco spokojna.
Bez
namysłu otworzyłam jedną z szaf i ubrałam się nieco cieplej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, chwyciłam
gruby koc i narzuciłam go na swoje ramiona. Wyszłam na korytarz, gdzie cisza aż
przyprawiała o ciarki. Starałam się nie myśleć o ciemności ogarniającej ogromną
Wieżę, w której aktualnie tylko ja nie spałam. Nie chciałam znowu popadać w
obłęd. Zaczynałam wątpić czy mój pomysł wyjścia na zewnątrz żeby trochę
otrzeźwieć był dobry. Przez chwilę się wahałam. Nawet przeszło mi przez myśl
żeby pójść do Richarda, kiedy niespodziewanie usłyszałam jakiś szmer wgłębi
korytarza. Niby zdawałam sobie sprawę, że to pewnie nic takiego, ale mimo
wszystko wprawiło mnie to w niesamowite osłupienie. Ostatecznie tylko minęłam
jego pokój, upominając się, że przecież może być z Kori w sytuacji, której nie
chciałabym być świadkiem. Z początku szłam w stronę schodów, ale mając gdzieś z
tyłu głowy kłębiący się strach wybrałam windę. Swoją drogą nie wiem co gorsze;
pogrążone w mroku, niekończące się schody czy szczelnie zamknięta, metalowa
trumna. Zamknęłam oczy, starając się oddychać spokojniej. To był okropnie głupi
pomysł. Ale maszyna ruszyła już w dół, więc nie miałam jak uciec. Umiarkowany
spokój pojawił się dopiero, kiedy rozsunięte drzwi pozwoliły mi zobaczyć nieco
więcej przestrzeni. Niemal parsknęłam śmiechem, kiedy zdałam sobie sprawę z
własnej głupoty. Jedynym realnym zagrożeniem dla wszystkich byłam ja i powinnam
o tym pamiętać.
Gdy
tylko otworzyłam drzwi uderzył we mnie mroźny podmuch. Odruchowo okryłam się
szczelniej kocem. Zeszłam niżej, gdzie kamieniste wybrzeże ustąpiło miejsca
piaszczystej plaży. Zsunęłam buty, stawiając stopy na zimnym piasku. Kilka
kroków ode mnie woda podmywała brzeg wyspy. Tak kuszącego oceanu jeszcze nie
widziałam. Nie znałam tego uczucia, kiedy masz wrażenie jakby woda cię wołała.
Wszystko wokół nabrało tak głębokiej, hipnotyzującej czerni. Zdawało się, że
ocean nie ma końca, że tej nocy była jednością z niebem, a ty mógłbyś
przepłynąć nawet na księżyc. Oczywiście o ile umiesz pływać. Czarownic nie
mogli zatopić, bo woda automatycznie wyrzucała ich ciała na powierzchnie. Ja
nie byłam czarownicą. Mnie brakowało tej umiejętności, więc zapewne
popłynęłabym prosto na dno. Co za ironia.
Stanęłam
w miejscu, gdzie lodowata woda muskała moje stopy. Raz po raz dotykała mojego
ciała i jak oparzona wracała. Nie wiedziałam jak długo tam stałam. Woda miała
tak głęboki odcień czerni, że nie byłam w stanie oderwać od niej oczu. Kusząca,
uspokajająca czerń, która wypełniłaby całą przestrzeń wokół mnie, jeśli tylko
zdecydowałabym się w niej zanurzyć. Dopiero głośniejszy plusk wyrwał mnie z odrętwienia.
Niechętnie odwróciłam wzrok w stronę miasta. Niedaleko stał Beast Boy,
wpatrując się we mnie z niezrozumieniem. Stał po kolana w wodzie, a ja
zastanawiałam się jak to możliwe, że wcześniej go nie zauważyłam. Jak długo się
mi przyglądał? Wielkimi krokami pokonał dzielącą nas odległość. Trochę mu
zazdrościłam tak bliskiego kontaktu z wodą, sama chciałabym się w niej
zanurzyć.
– Ciężka noc, niunia? – zapytał,
zmuszając mnie do spojrzenia na siebie. Uśmiechnął się delikatnie. W odpowiedzi
skinęłam lekko głową. Miałam wrażenie, że ma mnie za totalną wariatkę, i pewnie
tak było. Splótł swoje dłonie, wyciągając ręce do przodu. – Myślałem, że
wszyscy już śpią. – rzucił, wbijając spojrzenie w migoczące światła miasta.
– Ja też. – wychrypiałam.
– Cyborg pewnie już śpi. – rzucił
mimochodem. Domyśliłam się, że musiało minąć już kilka dobrych godzin od ich
rozstania z ekranem w salonie. – Ale co do naszych gołąbeczków, pewności nie
mam…
Zapadła
między nami niezręczna cisza. Poczułam się co najmniej dziwnie będąc z nim sam
na sam w środku nocy, tym bardziej wiedząc, że od dłuższego czasu się we mnie
wpatrywał. Zachowywał się nieswojo. Zazwyczaj nie zamykały mu się usta i w
ogóle był weselszy. Spojrzałam na niego kątem oka, wtulając się mocniej w
puchaty koc.
– Nie jest ci zimno? – zapytałam od
niechcenia.
Beast Boy spojrzał na mnie z łobuzerskim
uśmieszkiem. Wyszedł na brzeg i stanął przede mną, spoglądając na mnie z góry.
– A co, chcesz mnie zaprosić pod koc? –
rzucił zadziornie.
Policzki zaczęły mnie piec. Poczułam się
niezręcznie. Gdyby nie fakt, że to niegroźny Beast Boy i jego durne,
nieśmieszne zaczepki, pewnie mimo moich obaw użyłabym mocy. Zamiast tego
jedynie przewróciłam oczami.
– Twoje żarty są coraz gorsze. –
zauważyłam – Wyszedłeś z wprawy?
– Może. – odparł śmiertelnie poważnie,
przeczesując włosy do tyłu. Zachowywał się jakbym odkryła jakiś jego sekret, a tymczasem ja powtarzałam to samo, co
próbuję mu powiedzieć od lat. – Ale muszę to robić nawet jeśli są żenujące. To
taka moja taktyka obronna. – stwierdził, przelotnie łapiąc moje spojrzenie. –
Przejdziemy się? – zapytał, wskazując wzdłuż brzegu wyspy. Przytaknęłam i
ruszyliśmy obok siebie. – Staram się stwarzać pozory normalności. – podjął
znowu – Bo widzisz, Rae, obawiam się, że gdybym nie opowiadał żartów przez cały
czas moja głowa eksplodowałaby wskutek depresji.
Całkowicie mnie zamurowało. Spojrzałam
na niego oniemiała, on natomiast błądził nieobecnym wzrokiem gdzieś wśród
świateł miasta. Nie wiedziałam czy lepiej to przemilczeć czy skleić jakąś w
miarę sensowną odpowiedź. Szliśmy przez chwilę w ciszy, a ja szukałam
odpowiednich słów. Kompletnie nie wiedziałam jak się zachować w chwili, kiedy
oddał mi kawałek siebie.
– Beast Boy… – szepnęłam.
– Rae, czy mogłabyś mnie przytulić? –
wypalił, zatrzymując się w miejscu. Gwałtownie odwrócił się do mnie, śledząc
uważnie moją reakcję. Odkaszlnęłam. Beast Boy jako jedyny potrafił w kilka
sekund wprawić mnie w zadziwiająco wielkie zakłopotanie, co musiał zdradzić
wyraz mojej twarzy. Poruszyłam się niespokojnie w miejscu, patrząc mu prosto w
oczy. Nie mogłam zrezygnować z tej intymnej czynności. W jego spojrzeniu było
coś takiego, co niewiarygodnie mocno ściskało moje serce. – Przepraszam. –
westchnął – Zapomnij o tym.
I tak po prostu, nic nie mówiąc ruszył
przed siebie. Czułam targające nim uczucia, ale nie potrafiłam ich zdefiniować.
To coś, czego nie doświadczyłam. Może to wbrew mnie, ale w tamtej chwili
chciałam do niego przylgnąć. Chciałabym móc mu pomóc. Obserwowałam jak z
rozmachu kopnął małą górkę, wzbijając chmurę piasku ponad sobą. Rozdygotany
stanął w miejscu i odchylając głowę do tyłu coraz gwałtowniej nabierał
powietrza. Widziałam jak to wszystko w nim narasta. Niewiele myśląc podeszłam
do niego i chwyciłam jego napiętą dłoń. Nie założył rękawiczek, a ja pierwszy
raz czułam dotyk jego skóry. Wpatrywał się we mnie intensywnie, a po moim ciele
przebiegł dreszcz. Nagle dzieliły nas zaledwie centymetry. Ścisnął mocniej moją
dłoń, jakby bał się, że się wycofam. Powietrze wokół nas stało się cięższe. Zrobiło
mi się duszno. Czułam narastające między nami napięcie. Nie wiedziałam co
zwiastowało, ale miałam przeczucie, że jeśli go puszczę wszystko może się
posypać. Westchnął przeciągle, uwalniając nadmiar emocji. Powoli się odprężał.
– Przepraszam. – szepnął – Nie chciałem…
Jestem… Po prostu… – jąkał, chwytając
się wolną ręką za głowę. – Wiesz, ostatnio nie czuję się najlepiej. – przyznał.
Puścił moją dłoń, a mi zrobiło się nagle
niespodziewanie zimno.
– Wracamy?
Przytaknęłam i w ciszy ruszyliśmy do
domu. Kiedy wdrapywaliśmy się po stromym
zboczu zachwiałam się i pewnie gdyby nie szybka reakcja Bestii, poturlałabym
się na sam dół. Poczułam jak jego dłoń zacisnęła się wokół mojej talii.
Wzdrygnęłam się, kiedy moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Spojrzałam na niego z
przekąsem. Odpowiedział mi nieznacznym uśmiechem, chwytając mnie nieco pewniej.
Chwilę później byliśmy w środku, dopiero wtedy mnie puścił.
Weszliśmy do windy, ruszając na samą
górę. Wcześniej wydawało mi się, że była większa. Stałam sztywno w kącie, nie
podnosząc wzroku. W końcu wjechaliśmy na wybrane piętro i w milczeniu
przeszliśmy przez korytarz, zatrzymując się przed moim pokojem. Nasze
spojrzenia znowu się spotkały.
– Pójdziesz spać? – zapytałam,
przerywając narastające na nowo, nieznośne napięcie. Nie potrafiłam tego
wyjaśnić, ale jego wyznanie wstrząsnęło mną na tyle żeby zacząć się martwić.
Skinął głową. – Okej. – przytaknęłam, a moja dłoń powędrowała na zimne,
metalowe drzwi. Zadrżałam, kiedy spojrzał na mnie tym swoim dzikim wzrokiem. Nie
byłam do końca pewna, czy chciałam wiedzieć co chodziło mu po głowie. – To
dobranoc.
– Dobranoc, niunia. – szepnął, zanim zamknęły się za mną drzwi.
~*~*~
Garfield
Opadłem na moje wymięte łóżko.
Wiedziałem, że nie uda mi się zasnąć. Byłem nabuzowany energią, przepełniony
Rae. Całym sobą domagałem się jej bliskości. Pragnąłem być przy niej i dotykiem
śledzić każdy centymetr jej drobnego ciała. Elektryzowała mnie sama myśl o
niej. Nie mogłem przestać gdybać. Zastanawiałem się, co by było gdybym jednak
zdobył się na odwagę i spróbował ją pocałować? A gdyby byłą teraz ze mną? Czy
jej obecność w moim życiu zmieniłaby tą sytuację? Nie miałem pewności, ale
patrząc na to jak potrafiła wpłynąć na mnie na plaży, wiązałem duże pokłady
nadziei, że byłoby lepiej. Tak, byłoby zdecydowanie lepiej, gdybyśmy byli
razem. Problem polegał na tym, że mimo moich nieudolnych starań ona nadal nie
zwracała na mnie należytej uwagi.
Warknąłem, przewracając się na bok.
Sięgnąłem po szkicownik i przewróciłem kartki, aż natrafiłem na mój ostatni,
niedopracowany szkic przedstawiający półnagą Rachel z kubkiem parującej herbaty
w dłoniach. Jej zmęczone oczy wpatrywały się we mnie, a usta układały w
nieśmiały uśmiech. Kiedyś wystarczało mi samo uwiecznienie jej twarzy, ale z
czasem zapragnąłem poznać jak wygląda całe jej ciało. Moje prace nie były
wulgarne, nadawałem im wiele subtelności i niewinności. I byłem niesamowicie
zadowolony z efektów.
Przez chwile byłem skłonny wziąć ołówek
do ręki i dopracować szkic, ale szybko okazało się, że byłem całkowicie
niezdolny do takiego wysiłku. Opadłem na plecy, wgapiając się w sufit.
Westchnąłem przeciągle. Chwyciłem w
dłonie poduszkę i przycisnąłem ją do twarzy. Przeżywałem dziś tak skrajnie
różne emocje, aż nabrałem wrażenia, że nie potrafiłem sobie z nimi poradzić.
Najpierw rozmowa z Victorem, która na nowo rozdrapała stare rany i pozostawiła
po sobie jedynie moje rozdarte serce. Chodziłem później markotny, aż nie spotkałem
Rae przed Wieżą. Sprawiała, że wszystkie moje zmartwienia tak po prostu
znikały, zupełnie jakby brała na swoje barki całe cierpienie, z którym się
zmagałem. Tylko ona w niewyjaśniony sposób potrafiła poskładać moje serce i
nadać przyszłości lepszych barw.
Bałem się, że mimo wszystko zrobiłem coś
wbrew niej. Co prawda sam prosiłem żeby mnie przytuliła, więc logicznie rzecz
biorąc zrobiła to tylko ze względu na moją zbolałą minę. Może było jej mnie
trochę żal? Chociaż z drugiej strony wycofałem się z wszystkiego, uzmysłowiwszy
sobie jak wiele może ją to kosztować. Doskonale wiedziałem, że za wszelką cenę
zawsze pozbywała się wszelkiego rodzaju uczuć – chociaż z gniewem nie zawsze
jej wychodziło – i rozumiałem, że takie nagłe okazywanie emocji nie było dla niej
łatwym zdaniem. Brałem pod uwagę fakt, że jest empatką, ale mimo wszystko,
domyślałem się, że wiele ją to kosztowało. Co innego wczuć się w czyjąś
sytuację, a co innego okazać współczucie. Można by pomyśleć, że przecież to tylko
trzymanie się za ręce. Ale ona nie lubi dotyku, o czym niejednokrotnie się
przekonaliśmy. Nigdy nie miała styczności z czymś tak zwyczajnym jak złapanie
się za ręce. No dobra, może teraz wyglądało to nieco inaczej, bo z Robinem
utrzymywała bliższe stosunki niż z resztą. Ale przecież to Robin, jej
przyjaciel i obrońca. Przewróciłem oczami. Sam też mogłem ją uratować z
podziemi.
Chyba najwięcej trudności sprawiał mi
fakt, że kocham ją od dawna i nadal nie mogłem zebrać się w sobie żeby
cokolwiek z tym zrobić. I pewnie znowu zostawiłbym wszystko tak jak było, tylko
tym razem było inaczej. Poczułem to elektryzujące, niemal duszące napięcie,
które powstało między nami i byłem niemalże pewien, że ona też to poczuła. Nie
mogło być inaczej. To było wręcz namacalne. Przez chwile zawładnęło mną złudne
wrażenie, że wszystko jest możliwe.
W
jednej chwili wyskoczyłem z łóżka. Nie wiedziałem co mną kierowało, wiedziałem
za to, że ona na mnie czeka. To głupie i ckliwe poczucie, które ogarnia prawie
każdego bohatera tanich romansów, które oglądała Star. Po prostu nagle coś
podpowiedziało mi, że powinienem wyjść do niej, że dziwnym trafem spotkamy się
w połowie drogi, wpadając sobie w ramiona. Trochę powątpiewałem, że akurat w
naszym przypadku skończy się to namiętną scenką, ale potrzebowałem Rae.
Potrzebowałem, żeby znowu mnie uratowała. A poza tym byłem niesamowicie ciekawy
co z tego wyjdzie. Ta sytuacja była o tyle zabawna, że dzieliło nas zaledwie kilka
kroków. Wszyscy mamy sypialnie na tym samym piętrze, więc często na siebie
wpadamy. Nie ma mowy żebyśmy z rozbiegu wpadli sobie w objęcia.
Wyszedłem z pokoju, jednak na korytarzu nikogo nie było. Machnąłem na to ręką, wmawiając sobie, że pewnie się nie zsynchronizowaliśmy i za chwilę na pewno zobaczę jak wychodzi ze swojego pokoju. Zrobiłem dwa kroki w jej stronę, aż w końcu stanąłem pod jej drzwiami, spoglądając tęsknie na wielki napis RAVEN. Minęło kilka minut, a Rae nadal się nie pojawiła. Moje ramiona nieco opadły. Nie bardzo wiedziałem, co próbowałem sobie udowodnić. Nie mogłem uwierzyć, że mój perfekcyjny scenariusz się nie sprawdził.
~*~*~
~Rachel
❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńwreszcie rozdzialik!
cieszę się, że w końcu sprawy idą w dobrym kierunku czyli:
"Ostatecznie tylko minęłam jego pokój, upominając się, że przecież może być z Kori w sytuacji, której nie chciałabym być świadkiem." :}}}}
Raven w końcu zostawia mojego Robina w spokoju i zajmuje się swoim groszkiem.
no i teraz tylko musi go wywlec z Wieży i wohoo przygoda do domu rodzinnego Beast Boya!
och, i co tu było do memlania? 🦛
No cóż, nie ma co ukrywać... Garfield wygrywa z nim w każdej możliwej sytuacji. 🤷♀️
UsuńA memlanie usunęłam skoro wam się nie podoba.
Jejku, i ta końcówka, ten bohaterski Beast Boy xD.
OdpowiedzUsuńMomentami miałam wrażenie, że Gar gadał zbyt poetycko, ale tak poza tym to wszystko wyszło tak naturalnie. Zakłopotanie, zauroczenie, niepewność, strach. Dobrze to oddajesz. I kurde, aż nie mogę się doczekać, jak rozwiniesz sytuację.
Uwielbiam sposób, w jaki przestawiasz Raven. Zupełnie inny, oryginalny, ale trzymający się kupy i cały czas mam niedosyt, bo mogłabym czytać z jej perspektywy w twoim wykonaniu non stop.
Okej, przyznaję, może trochę przesadziłam z Garfieldem, trochę przekombinowałam. Chciałam żeby wyszedł na takiego wrażliwego mężczyznę i chyba lekko odleciałam. Będę zwracać na to uwagę w przyszłości, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Mam wrażenie, że to taki mój nawyk i będzie ciężko go zwalczyć.
UsuńDziękuję bardzo za tak pozytywny komentarz, to naprawdę podniosło mnie na duchu. Bardzo zależy mi na tym żeby wszystko wyglądało naturalnie, tak zwyczajnie.
I, omg, nie żartuj z tą Rae. xd
Znaczy się... wiesz... to twoja wersja Gara, więc jeśli tylko konsekwentnie go tak wykreujesz, to też jest spoko, tylko warto pamiętać, że oni jednak mają dopiero te dwadzieścia lat czy coś koło tego.
UsuńNie, nie żartuję. Naprawdę przyjemnie mi się czyta tę historię, gdzie Rav jest taka trochę słabsza, bezbronna. Sama rzadko sobie ją tak wyobrażałam, takie fajne urozmaicenie.
Tak, tak, mam zamiar pokazywać go tak jak do tej pory. Po prostu już dwie osoby zwróciły uwagę, że jest lekko przekombinowany i kawałkami jego perspektywa jest pisana jakbym pisała o niespełnionej polonistce po pięćdziesiątce, więęęc... Muszę coś z tym zrobić. xd
UsuńWydaje mi się, że tylko w tym rozdziale jest trochę, hm... nie taki. Ale zwrócę mu jego zajebistość.
I bardzo mnie cieszy, że ci się spodobał sposób w jaki oddaje Rae. <3
Grunt, że masz tego świadomość. Teraz po prostu tego pilnować i będzie gitara. Każdemu się czasami zdarza totalnie odjechać. Tak apropo odlatywania, o ile mogę: chamska reklama, na blogu wpadł u mnie nowy rozdział, w którym też tak totalnie poetycko pojechałam, że sam Szekspir by się nie powstydził, aczkolwiek już to zmieniłam, żeby się biedny nie obraził xD
UsuńA gdzie rozdział? :(
OdpowiedzUsuńBo tu się świetne rzeczy dzieją
Miałam ostatnio dużo na głowie, dlatego tak długo mnie nie było. Ale po weekendzie mam zamiar zabrać się za rozdział. :)
Usuń