Rozdział piąty


Richard

Wyjaśniłem funkcjonariuszom jak dokładnie wyglądało nasze spotkanie z Jinx. Oczywiście pojawili się dawno po fakcie. Dlatego ucieszyłem się, kiedy wysłuchali mojej relacji i zaczęli oglądać straty. Spojrzałem z kwaśną miną na niebo, a szczęka sama mi się zacisnęła. Już dawno wzeszło słońce. To był pierwszy raz od niepamiętnych czasów, kiedy o świcie nie stałem na dachu razem z Rae. Starałem się nie brać pod uwagę czarnych scenariuszy, chociaż w mojej głowie aż się od nich roiło. Miałem rażące przeświadczenie, że akurat dzisiaj, podczas mojej nieobecności Rachel poczuła się gorzej. Byłem przez to zły nie tylko na siebie, ale również na wszystko wokół. Najchętniej dałbym upust emocjom uderzając w pierwszą lepszą rzecz, która mi się nawinie. Zacisnąłem oczy, starając się uspokoić. Prostowałem ściśnięte w pięści dłonie, rozluźniając napięcie, które przejęło nade mną kontrolę. Po chwili nieznaczna część agresji opuściła moje ciało, dając mi swobodę myślenia. Teraz jedyne czego chciałem, to znaleźć się obok Rachel i upewnić się, że wszystko jest w porządku.
– Robinie… – usłyszałem za swoimi plecami, a zaraz potem poczułem na ramieniu jej gorącą dłoń.
– Nie teraz, Star. – bąknąłem, bezskutecznie starając się skontaktować przez komunikator z Rach. Już miałem wejść do systemu Wieży i skontrolować obraz z kamer, kiedy Kori znowu próbowała mi coś przekazać. – Starfire, proszę. – powiedziałem, rozkładając ręce. – Możemy porozmawiać później? Chciałbym już się znaleźć w domu.
Spojrzała na mnie niezadowolona. Wiedziała, co się kryje za moją chęcią szybkiego powrotu do Wieży. Skrzyżowała ręce na piersi i zrezygnowana pokręciła głową. Wiem, że według niej moje zachowanie zakrawa o obsesję. Ja tak tego nie postrzegam i jestem pewien, że Rae podziela moje zdanie.
– Świat się nie zawalił, kiedy przez jedną noc nie ślęczałeś nad papierami i nie doglądałeś Raven. – wygarnęła mi. Spojrzała na mnie, westchnęła zrezygnowana i opuściła ręce wzdłuż ciała. – Weź chociaż dzisiejszą gazetę, żebyś nie musiał się za chwilę cofać. – dodała udając zobojętnienie.
Korciło mnie, żeby pobiec prosto do domu, ale nie chciałem bardziej narażać się Starfire. Poza tym, mimo moich wcześniejszych obaw, miałem cichą nadzieję, że skoro słońce już wzeszło, Rachel pozbyła się mar nocnych.
Skinąłem energicznie głową i ruszyłem do najbliższego punktu z prasą. Miałem szczęście, bo jeden z pracowników akurat wykładał na regały świeżutkie czasopisma. Zastukałem w szybę i wszedłem do środka. Bycie superbohaterem miało swoje przyziemne zalety. Chłopak wydawał się być wniebowzięty widząc Robina. Natomiast ja byłem nieco zniecierpliwiony, miałem nadzieję, że nie wpadnie na pomysł wspólnych zdjęć. Poprosiłem o dzisiejsze wydanie lokalnych wiadomości, a kiedy chciałem zapłacić, rzucił podekscytowany, że to na koszt firmy. Podziękowałem i wybiegłem ze sklepu. Kori krążyła kilka metrów nade mną. Natychmiast mnie dostrzegła. Zleciała, chwyciła mnie w locie i wzbiła się w górę. Chwilę później byliśmy już poza miastem.
– Mocno oberwałeś? – zapytała, ale ja, ku jej niezadowoleniu, jedynie pokręciłem głową. Nie miałem ochoty na rozmowy. W tej chwili wszystkie moje myśli krążyły tylko wokół Rae. – Widzisz? – machnęła głową w stronę Titans Tower.
Byliśmy praktycznie na wysokości wyspy, więc bez problemu dostrzegłem trzepoczącą na wietrze granatową pelerynę. Rachel siedziała po turecku na skraju dachu. Wyglądało na to, że starała się medytować. I chyba jej to wychodziło.
– Mówiłam, że jak trochę odpuścisz, to od razu oboje będziecie spokojniejsi. Ciągłym sprawdzaniem czy wszystko jest dobrze, być może tylko potęgujesz jej lęki. Myślę, że nawzajem niepotrzebnie się nakręcacie. Nie zrozum mnie źle, Dick, ale jestem zdania, że musicie trochę… – zastanawiała się przez chwilę – Jakby to powiedział przyjaciel Beast Boy, musicie trochę wyluzować.
Przewróciłem oczami. Coraz bardziej drażniło mnie to, że reszta drużyny wygłaszała swoje racje na temat mojej rzekomej nadopiekuńczości. Jeśli chodzi o Rae, jestem nie tylko liderem, ale także w pewnym sensie częścią niej. Jak mógłbym przejść obojętnie wiedząc, że ona cierpi? Teraz może i wyglądała na spokojną, ale nie zaszkodzi zamienić kilku zdań. Poza tym, niby skąd Starfire mogłaby wiedzieć lepiej ode mnie czego jej trzeba?
W końcu mnie puściła. Stanąłem na dachu spoglądając na przemian na dziewczyny. Nie chciałem urazić Koriand’r dając jej do zrozumienia, że muszę już iść. Domyślałem się, że nie odbierze tego najlepiej, dlatego starałem się wytrzymać.
– W porządku. Zostawię was samych. – westchnęła, zgarniając włosy z twarzy – Tylko nie zapominaj o mnie.
Przytaknąłem, obserwując jak znika za drzwiami i natychmiast podbiegłem do Rachel.
– Wszystko w porządku? – zapytałem cicho, nie chcąc jej przestraszyć. Podejrzewałem, że i tak mnie wyczuła, ale wolałem nie ryzykować nagłego wybuchu. Otworzyła oczy, spoglądając na mnie sennie. – Nie chciałem ci przeszkadzać. – wydukałem i usiadłem obok niej, opierając łokieć o kolano. – Udało się?
– Tak. – szepnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Udało się, medytowałam.
Westchnąłem, błądząc wzrokiem wśród fal. Przeczesałem włosy dłonią i w pół gestu zastygłem w zamyśleniu. Rachel poprawiła się, rezygnując z pozycji lotosu, usiadła z kolanami podsuniętymi pod brodę, opierając się o nie policzkiem. Miałem ją przy sobie. Była na wyciągnięcie ręki, a jednak coś sprawiło, że znowu czułem wszechogarniający niepokój. Jeden drobny incydent z Jinx zburzył porządek dnia, przez co nie mogłem się odnaleźć popadając ze skrajności w skrajność. Rachel zauważyła, że coś nie daje mi spokoju. Przygryzła wargę, spoglądając na mnie.
– Nad czym tak główkujesz? – zapytała, zmuszając mnie do powrotu do rzeczywistości.
– Nie było mnie dziś przy tobie. – powiedziałem, miętosząc gazetę w dłoniach.
– No tak, zauważyłam. Byłeś z Kori. – spojrzałem na nią speszony, natychmiast oblewając się rumieńcem. – I co w związku z tym?
Odwróciłem głowę, unikając kontaktu wzrokowego. Kilkukrotnie ścisnąłem dłoń w pięść.
– Nie chciałem cię zostawić. – bąknąłem po chwili.
– Nie zostawiłeś mnie. – zaprzeczyła od razu – Każdego dnia jesteś obok mnie. I jestem ci za to ogromnie wdzięczna, ale nie chcę żebyś popsuł przez to relację z innymi. Nie możesz się skupiać tylko na mnie. Myślę, że za daleko to zaszło. Jesteś liderem, pamiętasz? Musisz zatroszczyć się nie tylko o mnie, ale o całą drużynę. Nie lekceważ ich, skupiając się tylko na mnie.
– Zmówiłyście się? Starfire cały czas wmawia mi mniej więcej podobną formułkę. – odparłem z przekąsem.
Rachel uśmiechnęła się, kręcąc głową.
– Chcę tylko powiedzieć, że zawsze będziesz na bieżąco jeśli coś zacznie mnie niepokoić. A póki co chyba nie możesz narzekać, tym bardziej po nocy z naszą gorącą kosmitką, prawda?
Zamarłem, a na mojej twarzy zaczęły pojawiać się czerwone, piekące plamy. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Obróciłem się w jej stronę, cały zesztywniały i wymierzyłem delikatnego kuksańca w ramię. Rae zaniosła się śmiechem.
– Nie skomentuję tego. – odburknąłem. – Lepiej chodźmy zobaczyć jak wygląda sytuacja w kuchni.
– O ile twoja dziewczyna nie wyrzuci mnie przez okno. Chyba jest trochę zazdrosna.
Wstałem i podając jej dłoń, podciągnąłem Rae do góry. Zmierzyłem ją wzrokiem i pokręciłem głową. Coraz większy uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, mimo wszelkich prób zduszenia śmiechu.

~*~*~

Rachel

Weszliśmy do salonu, gdzie w najlepsze trwała dyskusja odnośnie tego, co powinniśmy zjeść na śniadanie. Gdy tylko pojawiliśmy się w ich polu widzenia, wszyscy natychmiast zamilkli wpatrzeni w nas. Starfire unosiła się nad chłopcami, którzy jeszcze chwile temu przepychali się przy lodówce. Cyborg jako pierwszy oprzytomniał. Odsunął się od Beast Boy’a i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Koniec końców, to właśnie Cyborg i Beast Boy sprawiali, że moje samopoczucie automatycznie się poprawiało. Ich zachowanie pozostawało niezmienne, codzienne wygłupy i kłótnie wprawiały mnie w poczucie bezwzględnego spokoju. Nabierałam przekonania, że faktycznie wszystko jest i będzie dobrze. Tak było kiedyś, jeszcze przed końcem świata i tak zostało do dziś.
– No, to komu pożywne śniadanko? – wykrzyczał w naszą stronę Cy.
– Rachie zje razem ze mną. Prawda, niunia? – zawtórował mu przyjaciel.
Beast Boy pochwycił moje spojrzenie, wpatrując się we mnie intensywnie. Trwało to o wiele za długo, aż dziwny dreszcz przebiegł po moim ciele. Nie wytrzymałam napięcia, które powstało między nami i odwróciłam głowę, lekko przytakując. Wydał jakiś niezidentyfikowany okrzyk, wyrzucając pięść w górę w geście zwycięstwa. Kącik ust mimowolnie podniósł mi się do góry. To niesamowite, że taka drobnostka jak przygotowanie śniadania dla kogoś poza samym sobą, może wywołać taki entuzjazm.
Richard ruszył w stronę głównego komputera, ja natomiast usiadłam przy stole, kładąc dłonie na blat. Obserwowałam zmagania chłopców w kuchni. Beast Boy pewnymi ruchami siekał warzywa, a Cyborg rozbił jajka na patelni. Wszystko wydawało się takie naturalne, wręcz odprężające. Zachowywali się jakby faktycznie nic złego nie mogłoby nas już dosięgnąć, a ja postanowiłam im zaufać i otulić się w złudne poczucie bezpieczeństwa.
– Chodź, Star, nauczę cię, jak zrobić śniadanie dla prawdziwych mężczyzn! – rzucił Cyborg, przekrzykując skwierczący boczek.
– Ale przyjacielu, skoro takie śniadania dedykowane są wyłącznie płci męskiej, to co mogą zjeść kobiety? – dopytywała Kori, na co Bestia parsknął śmiechem.
– Dziewczyny zwykle jedzą takie chwasty jak Beastie, ale ciebie nie mógłbym narazić na zatrucie pokarmowe. – odparł.
Beast Boy zrobił naburmuszoną minę i już chciał odpyskować, ale zawahał się, widząc zmierzającego ku wyjściu lidera.
– Ej, a ty gdzie? – wtrącił, celując w Richarda drewnianą łyżką – Jeśli nie chcesz jeść tłustego ohydztwa Cyborga, wystarczy powiedzieć. Nie musisz od razu uciekać. Chociaż z drugiej strony cię rozumiem, niemiłosiernie zalatuje padliną. – dodał, zatykając nos palcami.
– Zrobię tylko szybką rundkę wokół Wieży i zaraz wracam. – powiedział spokojnie, rzucając na stół wymiętą gazetę.
Chłopcy spojrzeli na siebie, a widząc zmartwioną minę Star szybko i zgodnie zmienili temat.
– Tak w ogóle, Star. – zaczął Beast Boy – Prawe sfajczyłaś nasz dom. Zostawiłaś czajnik na kuchence. A uprzedzając twoje pytanie; podejrzewam, że to ty, bo nikt inny nie zamierza wypić kakao z musztardą.
Starfire zrobiła zbolałą minę, chwytając się za serce. Zaczęła ich przepraszać za zamieszanie, na co Cy tylko machnął ręką.
– Daj spokój, ten tutaj nawet nie zareagował na alarm. – rzucił, dźgając Bestie łokciem.
– Ej, sam nie byłeś lepszy! Musiałem cię wykopać żebyś wstał i się tym zajął.
Przestałam ich słuchać, przenosząc wzrok na nagłówek z pierwszej strony. Artykuł pomysłowo zatytułowany „Tytani znowu nie w formie”, został dodatkowo zaopatrzony w zdjęcie wściekłego lidera zrobione z zaskoczenia. Pokręciłam głową i odwróciłam się w stronę okien, w przelocie spoglądając na pochłoniętych docinkami przyjaciół, i Starfire próbującą zażegnać sprzeczkę. Rozsiadłam się wygodniej, wracając wspomnieniami do odległych czasów naszej pierwszej wzmianki w miejskiej gazecie.
~~~
Obudziłam się zdecydowanie później niż zwykle, ale usprawiedliwiłam to kilkoma poprzednimi, nieprzespanymi nocami w nowym świecie. Wsparłam się na łokciu i cichutko wstałam z łóżka. Starfire nadal spała, a ja nie chciałam jej budzić, tym bardziej po wczorajszych przeżyciach. Ciemnoskóry chłopak miał tylko dwie sypialnie, więc zaoferował nam wspólny pokój. Pozostała dwójka nie zaprotestowała. Chłopak w masce wyszedł późnym wieczorem, a Zielony stwierdził, że wystarczy mu kanapa w salonie. I tak po kilku ciężkich dniach znalazłam chwilowy dach nad głową i zapewnione pożywienie. Byłam mu wdzięczna za zaproszenie do swojego mieszkania, za możliwość schronienia, ciepłej kąpieli i miękkiego łóżka.
Postanowiłam się porządzić i otworzyłam jedną z szaf, w nadziei, że znajdę coś co zakryje nieco więcej ciała niż sama koszulka z nadrukowanym kaskiem. Fakt, przespałam całą noc i nawet nie przyszło mi do głowy, że jeden z nieznajomych mógłby się do nas zakraść, ale teraz, kiedy myślę w miarę przytomnie, wypadałoby ubrać się nieco bardziej przyzwoicie. Poza tym mam wrażenie, że chłopcy podchodzą do nas z pewną rezerwą. Co prawda ja nie pokazałam wszystkich swoich możliwości, ale wczorajszy pokaz nadludzkiej siły dziewczyny z kosmosu na pewno długo nie da o sobie zapomnieć. Znalazłam o wiele za duże, szare spodnie i natychmiast w nie wskoczyłam. Podwinęłam nogawki i ściągnęłam sznurki w pasie.
Otworzyłam drzwi i nieśmiało weszłam do dużego salonu połączonego z kuchnią. Beast Boy nachylał się nad kanapą. Zauważyłam jak lekko drgnęły mu uszy, po czym natychmiast odwrócił się w moją stronę. Cofnęłam się o krok, na co on wstał z uniesionymi rękami.
– Spokojnie, nie chciałem cię wystraszyć. – powiedział z przepraszającym uśmiechem – Szczerze mówiąc, zawsze uważałem się za nieziemsko przystojnego, więc nie sądziłem, że mógłbym kogoś przerazić swoim wyglądem. – zaśmiał się sztywno, a ja ledwo zdołałam wymusić uśmiech.
– Nie chciałam… – bąknęłam.
Jednym susem przeskoczył oparcie, podchodząc bliżej mnie.
– Cyborg bierze prysznic. – zakomunikował, a widząc moją minę, chyba zrozumiał, że nie bardzo wiem o kim mowa. – Cyborg, no wiesz, ten koleś z metalowymi częściami ciała.
– Ah, no tak. – przytaknęłam.
– Sam wymyśliłem ksywkę. – pochwalił się, szczerząc zęby w uśmiechu. – No dobra, wspólnie do tego doszliśmy. Nic skomplikowanego, a zarazem genialnego. Fajna, nie? W każdym razie, podejrzewaliśmy, że wstaniecie później, więc nie zrobiliśmy jeszcze śniadania.
Uśmiechnęłam się nieznacznie, starając się go jakoś wyminąć. Niestety zdawało się, że Beast Boy był wszędzie. Przynajmniej jeśli chodzi o jego niemalże namacalną energię.
– Hej, tak sobie pomyślałem, no bo wiesz, nie chcecie zdradzać swoich imion. Chociaż mam wrażenie, że po prostu nikt nie chce się wyłamać poza z góry narzucony rozkaz od tego bufona w masce. W sensie… – jąkał, wskakując na szafkę kuchenną – Chodzi mi o to, że zostałaś tylko ty. Nie możemy zwracać się do ciebie bezosobowo. Nie pozwolę na to. Całą noc o tobie myślałem. – palnął, a jego policzki natychmiast się zarumieniły. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc spuściłam wzrok. – Znaczy, no… myślałem… eee… – stękał, drapiąc się w tył głowy – Chciałem powiedzieć, że mogłabyś być Raven. Wydaje mi się, że do ciebie pasuje. Co ty na to? – nadawał, nie pozwalając mi dojść do słowa – No i tym sposobem mielibyśmy dwa ptaszki w drużynie.
Chciałam zaprotestować. Zaznaczyć, że to nie ma sensu, bo i tak z nimi nie zostanę. Nie mogłabym tego zrobić. Powinnam bardziej uważać. Powstałam ze zła, a moim powołaniem jest śmierć. Wczoraj pierwszy raz poczułam dziwne ukłucie w sercu, kiedy Cyborg i Robin bezsprzecznie wyrazili swoje zdanie na mój temat, a to sprawiło, że moje emocje zostały zachwiane. Nie mogę dopuszczać do takich sytuacji. Zanim zdołałam coś z siebie wydusić, z łazienki wyszedł Cyborg. Przywitał mnie z uśmiechem na ustach, a ku mojej uciesze nie skomentował zawłaszczenia sobie jego ubrań. Podszedł do kuchni, wyjął szklankę i nalał sobie wody.
– Głodni? – zapytał, spoglądając ponad mną.
Automatycznie powiodłam za jego wzrokiem, w drzwiach sypialni stała zaspana kosmitka. Poprawiła swoje długie, rude włosy i skinęła głową, odpowiadając za nas.
– To może Starfire i Cyborg pójdą na zakupy. – zarządził Beast Boy – A Raven i ja zajmiemy się przygotowaniem posiłku.
Cyborg spojrzał niepewnie na Zielonego, zaraz potem na mnie i Star. Przytaknął, na co Starfire poderwała się i podleciała do drzwi. Wyszli zostawiając mnie z nim samą.
– No, to od czego zaczniemy? – zapytał, sięgając do lodówki – Boże, kim on jest? – marudził, wybierając jak najwięcej warzyw. – W całym swoim życiu nie widziałem tyle mięsa. Obrabował rzeźnika, czy co?
Nie wyglądał na zadowolonego. Wodził wzrokiem po, jak sam stwierdził, wybrakowanych produktach. W dodatku podobno jedynych jadalnych. W końcu podał mi nóż i pomidory. Zaczęłam je kroić, co nie wychodziło mi najlepiej. A patrząc na niego i jego pewne, szybkie ruchy, wypadałam dość marnie. Widziałam, że powstrzymywał śmiech, patrząc na niezgrabne kawałki warzywa i na moją twarz, która nie wyrażała najprzyjemniejszych emocji. Podziękował za pomoc w krojeniu i podał mi kwadratowy chleb, wskazując na małe urządzenie w rogu.
– Zrób tosty, okej?
Skinęłam głową, choć tak naprawdę nie wiedziałam za co się zabrać. Odpakowałam chleb i wyjęłam dwie kromki. I to by było na tyle z moich kuchennych podbojów. Spojrzałam w jego stronę. Beast Boy zamieszał łyżką na patelni i odwrócił się do mnie.
– Nigdy wcześniej nie miałaś styczności jakąkolwiek formą gotowania, prawda? – zapytał, lekki uśmiech błądził mu na twarzy. Pokręciłam głową, przygryzając wargę. – To nic. Daj, pokażę ci co z tym zrobić. – podszedł do mnie i przejął pałeczkę. Zsunął wystający z boku kawałek plastiku na dół i włożył chleb do dwóch przegródek od góry. – Widzisz? To nic trudnego. Z daleka pochodzisz? – zapytał delikatnie.
– Z bardzo daleka. – bąknęłam, urywając temat.
Beast Boy wpatrywał się we mnie zawzięcie, czułam jego wzrok błądzący po mojej twarzy. Rozchylił lekko usta, szukając odpowiednich słów. Pieczywo niespodziewanie wyskoczyło do góry, na co sama prawie podskoczyłam. Czułam, że Beast Boy zaraz znowu zacznie jeden ze swoich niekończących się wywodów. Na szczęście tym razem uratowali mnie wracający z zakupów Cyborg i Starfire. Byli obładowani pakunkami.
– Ona naprawdę ma kopa. – mówił rozentuzjazmowany – Prawie wyrwała drzwi wchodząc do sklepu. Pociągnęła zamiast pchać.
Starfire niewinnie wzruszyła ramionami i odłożyła ciężkie torby na blat kuchenny. Zapytała czy w czymś pomóc, ale Beast Boy kazał jej usiąść przy stole.
– Zaraz kończymy. – poinformował ich.
Rozłożyłam pięć talerzy na stole. Co prawda, nie było z nami Robina, ale obiecał, że rano przyjdzie. Spodziewaliśmy się go w każdej chwili.
– Nie zgadniecie o kim piszą w lokalnej gazecie! – wykrzyknął Beast Boy, wyrywając gazetę z rąk Cyborga. – Nowi obrońcy miasta! Mówiłem wam!
Położył gazetę na stół, prezentując nam nieco rozmazane zdjęcie naszej piątki. W jednej chwili poczułam mdłości, skóra zaczęła mnie swędzieć, a oddech stał się ciężki. Arella ostrzegała mnie żebym nikomu nie ufała, a ja bezmyślnie włączyłam się w ich zabawę. Co jeśli ktoś mnie rozpozna? Jeśli ktoś mnie znajdzie? Z trudem złapałam kolejny oddech. Drżące dłonie oparłam na stół i usiadłam na krzesło. Starfire przyglądała mi się uważnie, jednak niczego nie skomentowała.
– Widzicie do kogo nas porównywali? – wyrwał mnie z zamyślenia kolejny okrzyk Bestii – Do Ligi! Do obrońcy Gotham i Metropolis! A teraz przypomnijcie sobie, co takiego mówiłem wam wczoraj?
– Nie wiem czy jest się z czego cieszyć. – mruknął Cyborg – Przy nich wypadamy jak ofiary losu.
– Poza tym nie tworzymy drużyny. – dorzucił Robin, stając w drzwiach – Następnym razem zakluczcie się.
– Ale moglibyśmy. Bylibyśmy najlepsi. – stwierdził Beast Boy, rozszerzając oczy do granic możliwości – Poza tym, wczoraj mówiłeś co innego. Mógłbyś chociaż raz się przełamać i uwierzyć w coś, według ciebie, niemożliwego.
– Sam zdajesz sobie sprawę z tego ile to wyrzeczeń być bohaterem. Ile poświęcenia i pracy wymaga taki obowiązek. Wiesz jak długo i intensywnie musielibyśmy trenować żeby się zgrać?
– Koleś, z tego co się orientuję… – zaczął Zielony, ale przerwał mu krzyk Cyborga.
Spojrzeliśmy na niego pytająco, on natomiast stał przy kranie i przepłukiwał sobie usta.
– Co to jest?! Chcesz nas otruć?
– To tylko warzywa i tofu. Nic innego nie miałeś w lodówce. – bąknął oburzony.
– Tofu?! A skąd, do cholery, to paskudztwo miałoby się znaleźć u mnie w lodówce? – Beast Boy wzruszył ramionami – Nie widziałeś czasami ton mięsa, które tam trzymam?
Bestia skrzyżował ręce na piersi, obrzucając go gniewnym spojrzeniem.
– Wyobraź sobie, że nie idzie nie zauważyć tej kostnicy. Stary, wiesz, że to mógłbym być ja? – wygarnął mu.
– Jestem sportowcem, muszę jeść mięso. Te twoje podróbki nigdy nie zastąpią prawdziwego, soczystego kawałka mięska. – odparł Cyborg, a kiedy spojrzał na nas, jakby coś sobie uświadomił. Spuścił wzrok na metalowe dłonie. – To znaczy, byłem sportowcem. Ale to nie zmienia faktu, że tofu jest niejadalne.
~~~
Z zamyślenia wyrwał mnie Beast Boy stawiający przede mną talerz z kolorową mieszanką warzyw.

~*~*~

Z dedykacją dla mojej BFF. Koziorożce może i są wiecznie niezadowolone, ale zawsze mają rację.
~Rachel

Komentarze

  1. uhhh, Robcio nie ignoruj naszej Star -_-
    powiem tylko tyle, że mega mi się podoba pomysł z opisaniem fragmentu ich początków i mam nadzieję, ze będzie tego więcej (wcale nie dlatego, że Robin był wtedy jeszcze bardziej Robinowy niż zwykle, nie nie nie) och, i klasyczna kłótnia o tofu i mięsko xd team tofu!🥬

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U ciebie wszystko kręci się wokół Starfire, u wszystko zbiega się w stronę Rachel. Tak jak być powinno. xd
      To dobrze, że ci się spodobało, mnie też się to podoba. xd
      I, tak, będzie tego duuużo więcej.
      Team Schabowy!

      Usuń
  2. Jeżujeżozwierzu, jakie to fajne! Zaczynam obserwować bloga. Mam nadzieję, że często tu wpadasz z notką. ;)


    (i że kochasz parę Robin x Raven)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się cieszę! ♡♡♡
      Właśnie zaczęłam pracę nad kolejnym rozdziałem, więc na dniach się pojawi (mam nadzieję).
      I oczywiście RobRae uwielbiam, ale nieco w innym wydaniu. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział pierwszy

Rozdział siedemnasty

Rozdział szesnasty