Rozdział czternasty

 

Rachel

 

Czułam jego obecność i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że byłam zamknięta u siebie w pokoju.

– Często tak robisz? – zapytałam, otwierając oczy – Masz szczęście, że tylko medytowałam.

Wyciągnął w moją stronę rękę i uśmiechnął się głupio. Przewróciłam oczami, ale chwyciłam jego dłoń i stanęłam na nogach. Trochę zdrętwiałam od lewitowania w jednej pozycji.

– Gdybym nie był pewien, że medytujesz, nie pozwoliłbym sobie na wtargnięcie na twój teren.

– Jasne.

– Słowo harcerza, Rae. – przyłożył dłoń do piersi. Jego powaga nie trwała długo; spojrzał za mnie i uśmiechnął się zadziornie. – Oh, a co tutaj robi ten olbrzymi kurczak? Wygląda znajomo.

Garfield czerpał niezdrową satysfakcje z mojego zażenowania.

– Zapomniałam się go pozbyć.

– No pewnie. – parsknął śmiechem, a mnie coraz bardziej piekły policzki.

– Wychodzimy. – zarządziłam, biorąc go za rękę i ciągnąc do drzwi.

– Dlaczego nie możemy posiedzieć u ciebie? – marudził.

Szliśmy korytarzem do salonu, Garfield splótł razem nasze palce.

– Nie lubię tam przebywać. Ostatnio ten pokój bardzo mnie przytłacza. – zerknęłam na niego kątem oka – No, a ty mógłbyś znowu dotknąć tego, czego nie powinieneś i wylądować tam, gdzie nie powinieneś. – wypomniałam mu przygodę z lusterkiem.

Otworzył usta i jęknął urażony.

– Wcale nie! Tamto to był przypadek, zresztą to wszystko wina Cyborga. – złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie; zaśmiałam się. Szliśmy dalej, objęci, a ja myślałam tylko o jego dłoni na moim biodrze. – No i miło było poznać cię od innej strony.

– Nie, nie było. – spierałam się.

– O tak, było bardzo miło. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że tak naprawdę mnie lubisz – puścił oczko, jakby lubisz mnie znaczyło coś więcej niż w rzeczywistości znaczy – i tylko udajesz, że jest inaczej.

– W takim razie musiałeś się tam nieźle uderzyć w głowę.

– Nie wydaje mi się. A tak w ogóle, jeśli przytłacza cię ta ciemnica, zawsze możesz przeprowadzić się pokój dalej.

W tamtej chwili dziękowałam mu, że idziemy przytuleni do siebie, bo w innym wypadku zaliczyłabym niemile zderzenie z podłogą. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale on nic sobie z tego nie robił. Ot, luźna propozycja. Nic takiego.

– Nie rozumiem.

– Zawsze możesz przyjść do mnie, myszko. – ostatnie słowo niemalże wyśpiewał, wprowadzając mnie w jeszcze większe zdumienie.

Zatrzymałam się.

– To znaczy, no wiesz, nie chcę żebyś została sama z tym co cię gryzie. – przygryzł policzek, przyglądając mi się.

Zaniemówiłam. No bo co mogłabym w takiej sytuacji powiedzieć? Proponował mi wspólne… co, tak właściwie? O cokolwiek by mu nie chodziło, najwyraźniej jeszcze nie miał dość moich ciągłych zawirowań emocjonalnych.

– No dobra, ale tak szybko się mnie nie pozbędziesz. – rzuciłam i nim zdążył zareagować, ruszyłam dalej, ciągnąc go ze sobą.

Zdziwiło mnie, jak lekko przyszło mi powiedzenie tego na głos. Właśnie mu przytaknęłam na propozycję wspólnej nocy. Czułam, że zaraz spłonę. Jego dłoń jeszcze bardziej mi ciążyła. Jego obecność stała się taka onieśmielająca.

Kiedy już zbliżaliśmy się do salonu nie wytrzymałam i ruszyłam szybciej. Byłam cholernie zażenowana. W duchu przeklinałam się za ten tekst. Mogłam się w ogóle nie odzywać.

Drzwi otworzyły się w chwili, kiedy Gar chciał złapać mnie za rękę, a ja odwróciłam się gwałtownie żeby mu powiedzieć, że tylko żartowałam. O mało się ze sobą nie zderzyliśmy. Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, a ja odruchowo oplotłam dłońmi jego kark.

Ktoś w salonie odchrząknął.

Chwile temu byłam niemalże pewna, że jesteśmy sami na tym piętrze, a teraz ktoś siedział kilka metrów dalej i wszystkiemu się przyglądał. Zamarłam. Czułam jak krew odpłynęła z mojego ciała, po czym chwilę później policzki zapłonęły intensywną czerwienią. Garfield pomógł mi utrzymać równowagę, patrzyłam mu w oczy, próbowałam wyczytać z nich cokolwiek. Najlepiej przyzwolenie na to żebym się teleportowała. Albo wymazała pamięć temu, kto tam jest.

– My tylko… – wyjąkał – Raven o mało nie upadła, więc musiałem ją ratować. To co na kolacje? Jedziemy na pizze?

Dziwnie słyszeć jak Gar mówi o mnie Raven, skoro przez większość czasu używa zdrobnień od mojego imienia. Kiedy schodził po schodach, ja starałam się ochłonąć.

Nadal nikt mu nie odpowiedział.

Odwróciłam się sztywno; na kanapie siedział Cyborg. Kori i Richard siedzieli przy stole. Cała ich trójka się we mnie wpatrywała. Garfield jak gdyby nigdy nic szperał w lodówce, wyjął puszkę z gazowanym napojem i ją otworzył. Syk uwalniającego się gazu był jedynym dźwiękiem wypełniającym pomieszczenie, podczas gdy ja nawiązywałam kontakt wzrokowy z Richardem.

– Wszystko dobrze, Rachel? – Robin uniósł kubek do ust.

Starfire szturchnęła go łokciem w bok.

– Ee… Jasne, a u ciebie? – zeszłam ze schodów na chwiejnych nogach – Ostatnio dziwnie się zachowujesz. – wypaliłam, po czym uświadomiłam sobie, że sama zachowuję się inaczej niż zwykle.

– Właśnie chciałem z tobą porozmawiać o przyczynie tego zachowania. – odstawił kubek na blat i ruszył w moją stronę.

Spojrzałam na Garfielda, który zamarł z puszką w połowie drogi do ust. Był równie zdezorientowany. To głupie, ale poczułam się jak dziecko przyłapane na złym uczynku, a przecież my nic złego nie robiliśmy. Mogłam się spotykać z Garfieldem i nie przejmować się głupim gadaniem Richarda o związkach wśród bohaterów. On i Kori jakimś cudem nadal byli razem mimo wszystkich potencjalnych zagrożeń, którymi uwielbia nas straszyć. Może i jestem większym zagrożeniem dla Garfielda niż Richard dla Kori, czy odwrotnie, ale chciałabym chociaż spróbować. Jasne, mam chwilami wątpliwości, ale obiecałam sobie je ignorować. Ani ja, ani Gar nie chcielibyśmy żeby mój strach przed złym zakończeniem wszystko zrujnował.

– To znaczy?

– Wolałbym rozmowę w cztery oczy. – spojrzał za siebie, na Starfire, ja zerknęłam na Garfield; Cy sprawiał wrażenie jakby chciał zniknąć i nie mieszać się w to, co zaraz nadejdzie – Ubierz się, pojedziemy w pewne miejsce.

– Robin, mógłbyś… – Garfield urwał w pół zdania, jak tylko posłałam mu spojrzenie mówiące żeby odpuścił. – Mógłbyś wskoczyć po drodze do jakiegoś marketu? Brakuje paru rzeczy…

Richard westchnął. Zacisnęłam usta w wąską linię.

– Widzimy się za chwile na dole. – rzucił, mijając mnie.

Kori uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, ale szybko spuściła wzrok. W salonie zapadła cisza. To nie mogło dobrze wróżyć.

Teleportowałam się do swojego pokoju i od razu zaczęłam się przebierać. Garfield musiał wyjść z salonu od razu po moim zniknięciu, bo w chwili kiedy zapinałam pelerynę on pukał do drzwi. Nie ruszając się z miejsca otworzyłam drzwi. Gar wparował do środka.

– Co jest? O co mu chodzi?

Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go w takim bojowym nastawieniu, aż mnie to wzruszyło. Chodził w kółko i nadawał jaki to Robin jest przewidywalny, i jakie to niesprawiedliwe, że uwziął się na mnie, a przecież nie tylko ja w tym siedzę.

– Nie wiem o co mu chodzi, Gar. Może naprawdę chce tylko porozmawiać. Nie chcę się z nim kłócić. Po prostu…

– Nie chcę rezygnować z nas na rzecz bohaterstwa. – wtrącił – Poza tym, nie sądzisz, że to niesprawiedliwe? On i Kori są razem.

– Masz racje, dlatego wypomnę mu to, jeśli poruszy ten temat.

– Podchodzisz do tego całkiem spokojnie. – Garfield przystanął, po czym podszedł do mnie i chwycił mnie za ręce – Mówiłaś, że nie chcesz na razie mówić o nas Tytanom.

– Bo tak jest. Nie czuję się gotowa na takie kroki, ale skoro Robin o wszystkim wie… i sądząc po minach Kori i Vic’a, oni też wiedzą… To czy jest jeszcze co ukrywać?

– Zawsze możesz wszystkiemu zaprzeczyć.

– Może lepiej będzie nic nie robić. – wzruszyłam ramionami – Ale nieźle mnie wnerwi jeśli użyje argumentu mojego pochodzenia. Wiem, że ma obawy, ja też je mam, ale nawet jeśli nie jestem taka jak Kori…

– To nie ma znaczenia, Rae. Richard powinien mieć do ciebie chociaż trochę zaufania.

– Muszę iść. – wyswobodziłam się z jego uścisku – Czekaj na mnie.

– Może jednak powinienem pójść z tobą?

– Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.

– Powiedz mu, że ma się streszczać, bo się niecierpliwie. – uśmiechnął się zadziornie, a mnie skręciło w środku.

Pocałowałam go w policzek i ruszyłam do drzwi.

– Tylko nie ruszaj żadnych lusterek.

~~~

Krew odpłynęła z mojej twarzy. Siedziałam sztywno, wbita w fotel pasażera. Richard zaparkował na uboczu i wysiadł z auta. Myślałam, że zaraz zwymiotuje, a przyczyną tego o dziwo nie była jazda autem z liderem. Richard podszedł od strony pasażera i otworzył mi drzwi. Spojrzałam na niego wymownie, ale on miał kamienną twarz. Podał mi rękę, ale nie mogłam jej przyjąć. Stanęłam na nogach, chociaż ledwo się trzymałam. Jedno było pewne, to nigdy nie miała być rozmowa o mnie i Garfieldzie.

W jednej chwili stałam się do niego nieufna. Nie chciałam tu być. Nigdy więcej miałam tu nie przyjeżdżać. Więc jak on mógł bez ostrzeżenia mnie tu zabrać? Nie mogłam za nim iść, moje nogi ledwo odrywały się od ziemi, ale ruszałam nimi, szłam jak w transie.

Robin zaczął coś mówić o trzęsieniach ziemi, o szkole, o niej, o balu. Ale ja nie słuchałam go uważnie. Stanęliśmy w miejscu, gdzie Terra zamieniła się w kamień, gdzie położyli tą durną tabliczkę. Nie było jej tam, chociaż to jej miejsce. Powinna tu być, skamieniała. Martwa. Zacisnęłam dłonie w pięści. Bez trudu mogłabym ją tu z powrotem pochować, głęboko pod ziemią i upewnić się, że żadna siła już jej stamtąd nie wyciągnie. Ale ta strona mnie, którą Gar podsyca, ta delikatna i czuła, wiedziała, że nie mogłabym tego zrobić. Może i za moją złość w tej chwili po części odpowiada zazdrość o Garfielda, ale to nie zmienia faktu, że Terra jest zła, a jedyną osobą, która mogłaby pomóc mi się jej pozbyć był Robin.

Robin, któremu nawet przez myśl to nie przeszło.

Robin, który cały czas bredził o pomocy Terrze.

– Nie powinniśmy zostawiać tu tej tabliczki. – przerwałam.

– O czym ty mówisz, Rae? Jaki to ma związek z obecną sytuacją?

– Taki, że ty znowu chcesz ją przyprowadzić do naszego domu. – odparłam stanowczo – Jak bardzo możesz być pewien, że chciała nam pomóc? Zastanów się. Potrafiła manipulować nami wszystkimi, a my, naiwni, cały czas nabieraliśmy się na jej sztuczki. Ten wybuch też mógł być zagrany. Może specjalnie do niego dopuściła, ale nie przewidziała, że będzie silniejszy niż ona, że sobie z nim nie poradzi. Wyszła z tego z twarzą, bo wy cały czas wierzycie w jej niewinność. Ale ja nigdy nie uwierzyłam w żadne jej słowo. Wtedy przyszłam tu z wami tylko ze względu na Bestię. Bo było mi go żal. Przeżywał jej śmierć najbardziej z was wszystkich – przełknęłam wzbierający płacz – Ale ja poczułam ulgę.

– Rachel, posłuchaj…

– Ty posłuchaj. – niemalże go prosiłam – Chociaż raz mnie posłuchaj. Terra to zły pomysł. Musimy się jej pozbyć, a nie znowu sprowadzać do Titans Tower. – podeszłam do niego, odważyłam się spojrzeć mu w oczy – Możemu ufać tylko sobie. Tylko ty i ja. Pozbądźmy się problemu.

– Wiem, że jesteś oburzona. Rozumiem to, ale sądziłem, że jako jedyna mnie poprzesz. Łudziłem się, że tak będzie. Terra stanowi niebezpieczeństwo dla mieszkańców Jump City i nie tylko, a my powinniśmy zrobić wszystko żeby zapobiec katastrofie. Niedługo wtajemniczę Bestię, muszę tylko wybadać grunt.

– Ah, więc on jeszcze o niczym nie wie. – powiedziałam z goryczą, chociaż wewnątrz mnie zrodziło się coś na kształt ulgi.

Gar o niczym nie wiedział, więc nie pogrywał ze mną. Ale co powinnam zrobić ja? Jak się zachować, skoro nie jestem w stanie nawet myśleć o niej, o nich. Coś podpowiadało mi, że powinnam być z nim szczera, ale niemal wszystko we mnie krzyczało żebym tego nie robiła. Bałam się, że to mogły być ostatnie chwile z Garfieldem. Ostatnie chwile w tym błogim upojeniu nim.

– Nie mów mu. – zastrzegł Robin, tym samym odciążając w pewien sposób moje sumienie.

– Dlaczego? Chyba jesteś mu winien prawdę, skoro zacząłeś rozgrzebywać przeszłość.

– Żebyśmy mieli więcej problemów? Tego chcesz? On musi być gotowy na taką wiadomość. Był w niej ślepo zakochany, Rae. To nie skończyłoby się dobrze. Nie odpuściłby sobie.

– Ona już go nie interesuje.

– Tylko ty tak uważasz.

Przemilczałam to, choć ta cisza była jednym wielkim wewnętrznym wrzaskiem. To był nóż prosto w serce. Zranił mnie doszczętnie i chociaż nie powinnam go winić, bo w końcu o niczym nie wiedział, to i tak obdarzyłam zbolałym spojrzeniem.

– Wracam do domu.

– Poczekaj, pojedziemy autem.

– Nie chcę. Nie chcę być tu ani sekundy dłużej.

– Rachel, proszę, uspokój się. Obiecuje ci, że tym razem…

– Daj mi spokój. Już dokonałeś wyboru.

– Nie bądź śmieszna, Rach. Wróćmy razem do domu, jak ochłoniesz to na spokojnie porozmawiamy.

– Jestem spokojna i nie będę z tobą rozmawiać! – wydarłam się. Robin zrobił wielkie oczy, sama byłam zaskoczona. Chwyciłam się za krtań. – Nie prowokuj mnie. Nie sprowadzaj jej do wieży.

– Porozmawiamy o tym później. – powtarzał uparcie.

– Dzisiaj nie chcę już o niczym rozmawiać.

Nie czekałam na niego, po prostu teleportowałam się do domu.

 

~*~*~

 

Koriand’r

 

– Wiesz, przyjacielu, z racji tego, że zajmuję się przygotowaniami do ziemskiego balu, wszyscy jesteśmy na niego zaproszeni. – mówiłam, jedząc gofra z musztardą.

Beast Boy poderwał się do góry. Wrócił do salonu chwilę po wyjeździe Richarda z Raven i już dobre dziesięć minut siedział zamyślony na kanapie i przeskakiwał po kanałach telewizyjnych. Może i ten bal to jeden wielki plan Richarda jak zjednać sobie Terre, ale pomyślałam, że Bestia i Raven mimo wszystko zasługują na romantyczne chwile. Może to wcale nie skończy się źle.

– Więc szykuje się impreza? – próbował przybrać obojętny ton, ale zdradzał go coraz większy uśmiech.

– O, tak i może uda mi się namówić Raven na wspólne zakupy. Pomogłabym jej wybrać odpowiednią suknię.

– To naprawdę dobry pomysł, Star. Takie bale to nie byle co. Powinniście zrobić sobie babski wypad.

– Więc ją zaprosisz?

– Co? Kogo?

Garfield udawał, że nie rozumie, ale po jego czerwonych policzkach i czubkach uszu wiedziałam, że serio coś jest na rzeczy. Ze wszystkich sił powstrzymywałam się przed uściskaniem go.

– No nie wiem, a kogo mógłbyś zaprosić?

Spojrzał na mnie podejrzliwie, mrużąc oczy.

– Nie mam nikogo na oku, jeśli o to ci chodzi. Pewnie potańczę trochę z tobą, może nawet Rae się zgodzi na jeden taniec. – wzruszył ramionami – A może wyrwę jakąś pannę.

– Jasne. – puściłam do niego oczko.

– Jaaasneee…

 

~*~*~

 

Victor

 

Od jakiejś godziny krążyłem po mieście, nudny patrol połączyłem z wypatrywaniem Jinx. No dobra, po części też nie chciałem widzieć się z Garfieldem, bo wiedziałem, jak to się może skończyć. Rachel wpadnie w szał. Cieszyłem się, że to Robin osobiście przekaże jej wieści o Terrze; może nawet zdoła ją jakoś uspokoić.

Koniec końców opłaciło się ulec Robinowi i wyjechać z Titans Tower, bo natknąłem się na Jinx. Wyglądała marnie. Sińce pod opuchniętymi oczami jeszcze bardziej podkreślały to jak bardzo była mizerna i blada. W ogóle cała była w nieładzie; ubrania poplamione i wygniecione, włosy skołtunione. Westchnąłem, oby poszło gładko. Naprawdę się o nią martwiłem.

– Znalazłaś mieszkanie?

Zaprzeczyła, niechętnie kręcąc głową.

 – Czy wyglądałabym tak, gdybym je miała? – rozłożyła ręce i przewróciła oczami.

– To może przestaniesz się ze mną kłócić i wsiądziesz do auta?

Przez chwilę myślałem, że jej upór zwycięży i znowu mnie zleje, albo zacznie się spierać, że wymyślam, a ona radzi sobie sama, ale ona nic nie mówiąc wsiadła do auta. To wystarczająco dosadnie pokazywało, jak bardzo była zmęczona tym wszystkim.

Pojechaliśmy do centrum. Po drodze zahaczyłem o market, gdzie kupiłem kilka podstawowych produktów.

Miałem duże mieszkanie, które kupił mi ojciec, i w którym mieszkaliśmy zanim wybudowaliśmy Titans Tower. Nie było mnie tu od kilku lat; ostatnio przyjechałem tu, kiedy pokłóciłem się z Robinem. Szliśmy schodami aż pojawiły się czerwone drzwi z numerem 5. Chwilę męczyłem się z kluczami, odzwyczajony od zwykłych zamków.

W środku było ciemno i duszno. Nie wspominając o grubej warstwie kurzu. Trzeba było jednak wpadać tu co jakiś czas. Odłożyłem zakupy na blat w kuchni, odsunąłem zasłony i otworzyłem okna.

– Czuj się jak u siebie w domu.

– Nie wiedziałam, że masz własne mieszkanie.

– Nie chwalę się nim. – Jinx przyjrzała mi się, po czym po raz pierwszy się uśmiechnęła – Jest trochę zapuszczone, ale no wiesz, życie bohatera bywa czasochłonne. Zaraz wszystko podłączę i może trochę tu ogarnę. – zacząłem rozpakowywać torby, byleby zająć czymś ręce – Masz do dyspozycji dwie sypialnie i tą przytulną kuchnie z salonem. No i łazienkę.

– Świetnie, w pierwszej kolejności z niej skorzystam.

~~~

Kiedy Jinx brała prysznic, ja zabrałem się za późny obiad albo wczesną kolację. Jak kto woli.

Nakrywałem do stołu, kiedy otworzyły się drzwi łazienki. Zerknęła zza rogu. Miała na sobie moją koszulkę, która sięgała jej prawie do połowy uda. Mokre kosmyki przykleiły jej się do karku, szyi i twarzy.

– Pożyczyłam sobie coś od ciebie, mam nadzieję, że nie masz mi za złe takiego rządzenia się. Chyba i tak z tego wyrosłeś.

– Faktycznie, eee… – kiedy ja bezczelnie wgapiałem się w jej nagie łydki i uda, ona bez skrępowania usiadła przy stole. Wpatrywała się we mnie nieustępliwie, przez co wróciłem do rzeczywistości. Moje policzki płonęły.

– Naoglądałeś się?

– Nie patrzyłem.

– Właśnie, że tak.

– Tylko zerknąłem, bo mam sentyment do tej koszulki. – rzuciłem, podając jej talerz.

– Zrobiłeś makaron. – powiedziała głucho.

– Nie mów, że nie lubisz.

– Nie, nie o to chodzi. Po prostu myślałam, że zrobisz coś innego, coś mięsnego.

– Cieszę się, że mogę cię jeszcze czymś zaskoczyć. – usiadłem naprzeciw niej i zabrałem się za jedzenie.

W tamtej chwili towarzyszyła mi tylko jedna myśl; że mógłbym tak już zawsze, wracać do tego mieszkania, do codzienności, której nie chciałem po wypadku, do niej. Być z nią.

~~~

Po posiłku załadowałem zmywarkę. Jinx rozsiadła się na kanapie, włączyła telewizor i podjadając solone orzeszki próbowała wyłapać o co chodzi w serialu, którego żadne z nas wcześniej nie widziało. Usiadłem obok niej i również skupiłem się na ekranie. To było odprężające, takie zwyczajne. Siedziałem z dziewczyną, którą serio lubiłem, oglądaliśmy głupi serial i chociaż przez chwile nie musiałem myśleć o tym, co dzieje się w Jump City, w wieży, albo jak bardzo źle zareagowała Rachel i czy już złamała serce Garfieldowi.

Ale wszystko szybko się kończy, szczególnie miło spędzany czas. Jinx przeciągnęła się, ziewając.

Czas na mnie.

Jasne, pewnie mógłbym zostać. Jinx raczej nie miałaby nic przeciwko, tym bardziej skoro są dwie sypialnie. Ale chciałem dać jej trochę przestrzeni. Chciałem żeby odetchnęła i sama sobie wszystko ułożyła.

– Muszę wracać.

Skinęła głową i podniosła się z kanapy. Odprowadziła mnie do drzwi.

– Vic, dziękuję za wszystko. Naprawdę. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle, co ty. – ścisnęła moje ramie – Jesteś moim bohaterem.

– To drobnostka.

Uśmiechnęła się smutnie. Otworzyłem drzwi.

– Dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała.

– Idź już, bo się jeszcze rozkleję, a nie chcę żebyś widział mnie w takim stanie.

Zszedłem z dwóch stopni, ona zamykała drzwi mieszkania, ale nagle jakby nabrała więcej odwagi; otworzyła drwi na oścież i podeszła do poręczy. Zatrzymałem się.

– To się nie uda, wiesz o tym, prawda? Nie mamy szans. To znaczy, oczywiście doceniam to, co dla mnie robisz… ale przecież wiesz, że nie będziemy razem.

– Niczego od ciebie nie oczekuje. – odparłem cicho. Byłem zażenowany, rozdarty i okropnie przygnębiony.

– To dobrze, bo nie umawiam się z takimi lamusami. – rzuciła półżartem, ale ja nie potrafiłem się z niego śmiać.

 

~*~*~

 

Garfield

 

Rachel przyszła do mnie przygnębiona. Myślałem, że zaraz się rozpłacze. Serce podskoczyło mi do gardła na jej widok. Nic nie mówiła, tylko objęła mnie rękami, oparła na mnie swój ciężar i westchnęła. Czułem jak uspokaja oddech, jak cała chce się uspokoić żeby uniknąć płaczu. Przytuliłem ją mocno, w tej chwili chciałem ją stąd zabrać. Z wieży, z tego miasta. Z chęcią porozmawiałbym sobie z Robinem.

Posadziłem ją na łóżku, Rae nie czekała aż usiądę, wczepiła się we mnie i przygarnęła do siebie. Siedzieliśmy wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę.

– Co się dzieje, Rae? Gdzie byłaś? Szukałem cię, ale Robin powiedział, że chcesz zostać sama.

– Nie zostawiaj mnie. – to były pierwsze słowa, które wybełkotała do mnie łamiącym się głosem.

Nie wiedziałem, co naopowiadał jej Richard, ale miałem ochotę mu przywalić.

– Nie zostawię cię. – pocałowałem ją w skroń.

Rachel puściła mnie, spojrzała poważnie i zwinęła się na łóżku w kłębek. Okryłem ją kocem, zaproponowałem, że pójdę zrobić herbatę albo coś do zjedzenia, ale tylko pokręciła głową i pociągnęła mnie do siebie.

Więc leżeliśmy tak wtuleni. Ja całkowicie zszokowany, ona wtulona w moją pierś, przerażająco cicha. Garnęła się do mnie tak, jakby chciała poczuć jeszcze bardziej moją obecność. Otuliłem nas kocem, wtuliłem ją w siebie najbardziej jak to możliwe. Uspokajała się, jej oddech spowolnił, tak samo rozkołatane serce. Rozluźniła się, ale ja cały czas pozostawałem w napięciu.

– Mówiłeś poważnie? Mogę tu zostać?

– Chcesz ze mną spać?

– No, chyba, że ty nie chcesz.

– Chcę. Chcę cię zawsze, Rae.

To miała być nasza pierwsza noc razem, a ja nie mogłem wyżałować, że pozwoliłem jej jechać samej z Robinem.

 

~*~*~

Dla mojej BFT.

~Rachel

Komentarze

  1. ale mnie zaszczyt kopie, gdy moja ulubiona autorka daje mi dedykacje xD sama nie wiem co podobało mi się najbardziej, BBRae razem w romansach, wątek Terry, Dick Toxic Grayson wykopujacy jej temat czy JINX I CYBUŚ!!!! jak jeszcze os któregoś z tych kochasiów usłyszę "nie mozemy byc razem" to skacze z mostu Golden Gate -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mnie cieszy, że ci się spodobało. mam nadzieję, że nie będziesz musiała skoczyć c;

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział ósmy

Rozdział siedemnasty

Rozdział drugi