Rozdział piąty
Richard
Wyjaśniłem
funkcjonariuszom jak dokładnie wyglądało nasze spotkanie z Jinx. Oczywiście
pojawili się dawno po fakcie. Dlatego ucieszyłem się, kiedy wysłuchali mojej
relacji i zaczęli oglądać straty. Spojrzałem z kwaśną miną na niebo, a szczęka
sama mi się zacisnęła. Już dawno wzeszło słońce. To był pierwszy raz od
niepamiętnych czasów, kiedy o świcie nie stałem na dachu razem z Rae. Starałem
się nie brać pod uwagę czarnych scenariuszy, chociaż w mojej głowie aż się od
nich roiło. Miałem rażące przeświadczenie, że akurat dzisiaj, podczas mojej
nieobecności Rachel poczuła się gorzej. Byłem przez to zły nie tylko na siebie,
ale również na wszystko wokół. Najchętniej dałbym upust emocjom uderzając w
pierwszą lepszą rzecz, która mi się nawinie. Zacisnąłem oczy, starając się
uspokoić. Prostowałem ściśnięte w pięści dłonie, rozluźniając napięcie, które przejęło
nade mną kontrolę. Po chwili nieznaczna część agresji opuściła moje ciało,
dając mi swobodę myślenia. Teraz jedyne czego chciałem, to znaleźć się obok
Rachel i upewnić się, że wszystko jest w porządku.
–
Robinie… – usłyszałem za swoimi plecami, a zaraz potem poczułem na ramieniu jej
gorącą dłoń.
–
Nie teraz, Star. – bąknąłem, bezskutecznie starając się skontaktować przez
komunikator z Rach. Już miałem wejść do systemu Wieży i skontrolować obraz z
kamer, kiedy Kori znowu próbowała mi coś przekazać. – Starfire, proszę. –
powiedziałem, rozkładając ręce. – Możemy porozmawiać później? Chciałbym już się
znaleźć w domu.
Spojrzała
na mnie niezadowolona. Wiedziała, co się kryje za moją chęcią szybkiego powrotu
do Wieży. Skrzyżowała ręce na piersi i zrezygnowana pokręciła głową. Wiem, że
według niej moje zachowanie zakrawa o obsesję. Ja tak tego nie postrzegam i
jestem pewien, że Rae podziela moje zdanie.
–
Świat się nie zawalił, kiedy przez jedną noc nie ślęczałeś nad papierami i nie
doglądałeś Raven. – wygarnęła mi. Spojrzała na mnie, westchnęła zrezygnowana i
opuściła ręce wzdłuż ciała. – Weź chociaż dzisiejszą gazetę, żebyś nie musiał
się za chwilę cofać. – dodała udając zobojętnienie.
Korciło
mnie, żeby pobiec prosto do domu, ale nie chciałem bardziej narażać się
Starfire. Poza tym, mimo moich wcześniejszych obaw, miałem cichą nadzieję, że
skoro słońce już wzeszło, Rachel pozbyła się mar nocnych.
Skinąłem
energicznie głową i ruszyłem do najbliższego punktu z prasą. Miałem szczęście,
bo jeden z pracowników akurat wykładał na regały świeżutkie czasopisma.
Zastukałem w szybę i wszedłem do środka. Bycie superbohaterem miało swoje
przyziemne zalety. Chłopak wydawał się być wniebowzięty widząc Robina.
Natomiast ja byłem nieco zniecierpliwiony, miałem nadzieję, że nie wpadnie na
pomysł wspólnych zdjęć. Poprosiłem o dzisiejsze wydanie lokalnych wiadomości, a
kiedy chciałem zapłacić, rzucił podekscytowany, że to na koszt firmy. Podziękowałem
i wybiegłem ze sklepu. Kori krążyła kilka metrów nade mną. Natychmiast mnie
dostrzegła. Zleciała, chwyciła mnie w locie i wzbiła się w górę. Chwilę później
byliśmy już poza miastem.
–
Mocno oberwałeś? – zapytała, ale ja, ku jej niezadowoleniu, jedynie pokręciłem
głową. Nie miałem ochoty na rozmowy. W tej chwili wszystkie moje myśli krążyły
tylko wokół Rae. – Widzisz? – machnęła głową w stronę Titans Tower.
Byliśmy
praktycznie na wysokości wyspy, więc bez problemu dostrzegłem trzepoczącą na
wietrze granatową pelerynę. Rachel siedziała po turecku na skraju dachu. Wyglądało
na to, że starała się medytować. I chyba jej to wychodziło.
–
Mówiłam, że jak trochę odpuścisz, to od razu oboje będziecie spokojniejsi.
Ciągłym sprawdzaniem czy wszystko jest dobrze, być może tylko potęgujesz jej
lęki. Myślę, że nawzajem niepotrzebnie się nakręcacie. Nie zrozum mnie źle,
Dick, ale jestem zdania, że musicie trochę… – zastanawiała się przez chwilę – Jakby
to powiedział przyjaciel Beast Boy, musicie trochę wyluzować.
Przewróciłem
oczami. Coraz bardziej drażniło mnie to, że reszta drużyny wygłaszała swoje
racje na temat mojej rzekomej nadopiekuńczości. Jeśli chodzi o Rae, jestem nie
tylko liderem, ale także w pewnym sensie częścią niej. Jak mógłbym przejść
obojętnie wiedząc, że ona cierpi? Teraz może i wyglądała na spokojną, ale nie
zaszkodzi zamienić kilku zdań. Poza tym, niby skąd Starfire mogłaby wiedzieć
lepiej ode mnie czego jej trzeba?
W
końcu mnie puściła. Stanąłem na dachu spoglądając na przemian na dziewczyny.
Nie chciałem urazić Koriand’r dając jej do zrozumienia, że muszę już iść.
Domyślałem się, że nie odbierze tego najlepiej, dlatego starałem się wytrzymać.
–
W porządku. Zostawię was samych. – westchnęła, zgarniając włosy z twarzy –
Tylko nie zapominaj o mnie.
Przytaknąłem,
obserwując jak znika za drzwiami i natychmiast podbiegłem do Rachel.
–
Wszystko w porządku? – zapytałem cicho, nie chcąc jej przestraszyć.
Podejrzewałem, że i tak mnie wyczuła, ale wolałem nie ryzykować nagłego
wybuchu. Otworzyła oczy, spoglądając na mnie sennie. – Nie chciałem ci
przeszkadzać. – wydukałem i usiadłem obok niej, opierając łokieć o kolano. –
Udało się?
–
Tak. – szepnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Udało się, medytowałam.
Westchnąłem,
błądząc wzrokiem wśród fal. Przeczesałem włosy dłonią i w pół gestu zastygłem w
zamyśleniu. Rachel poprawiła się, rezygnując z pozycji lotosu, usiadła z
kolanami podsuniętymi pod brodę, opierając się o nie policzkiem. Miałem ją przy
sobie. Była na wyciągnięcie ręki, a jednak coś sprawiło, że znowu czułem
wszechogarniający niepokój. Jeden drobny incydent z Jinx zburzył porządek dnia,
przez co nie mogłem się odnaleźć popadając ze skrajności w skrajność. Rachel
zauważyła, że coś nie daje mi spokoju. Przygryzła wargę, spoglądając na mnie.
–
Nad czym tak główkujesz? – zapytała, zmuszając mnie do powrotu do
rzeczywistości.
–
Nie było mnie dziś przy tobie. – powiedziałem, miętosząc gazetę w dłoniach.
–
No tak, zauważyłam. Byłeś z Kori. – spojrzałem na nią speszony, natychmiast
oblewając się rumieńcem. – I co w związku z tym?
Odwróciłem
głowę, unikając kontaktu wzrokowego. Kilkukrotnie ścisnąłem dłoń w pięść.
–
Nie chciałem cię zostawić. – bąknąłem po chwili.
–
Nie zostawiłeś mnie. – zaprzeczyła od razu – Każdego dnia jesteś obok mnie. I
jestem ci za to ogromnie wdzięczna, ale nie chcę żebyś popsuł przez to relację
z innymi. Nie możesz się skupiać tylko na mnie. Myślę, że za daleko to zaszło.
Jesteś liderem, pamiętasz? Musisz zatroszczyć się nie tylko o mnie, ale o całą
drużynę. Nie lekceważ ich, skupiając się tylko na mnie.
–
Zmówiłyście się? Starfire cały czas wmawia mi mniej więcej podobną formułkę. – odparłem
z przekąsem.
Rachel
uśmiechnęła się, kręcąc głową.
–
Chcę tylko powiedzieć, że zawsze będziesz na bieżąco jeśli coś zacznie mnie
niepokoić. A póki co chyba nie możesz narzekać, tym bardziej po nocy z naszą
gorącą kosmitką, prawda?
Zamarłem,
a na mojej twarzy zaczęły pojawiać się czerwone, piekące plamy. Otworzyłem
szerzej oczy ze zdziwienia. Obróciłem się w jej stronę, cały zesztywniały i
wymierzyłem delikatnego kuksańca w ramię. Rae zaniosła się śmiechem.
–
Nie skomentuję tego. – odburknąłem. – Lepiej chodźmy zobaczyć jak wygląda
sytuacja w kuchni.
–
O ile twoja dziewczyna nie wyrzuci mnie przez okno. Chyba jest trochę
zazdrosna.
Wstałem
i podając jej dłoń, podciągnąłem Rae do góry. Zmierzyłem ją wzrokiem i
pokręciłem głową. Coraz większy uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, mimo
wszelkich prób zduszenia śmiechu.
~*~*~
Rachel
Weszliśmy
do salonu, gdzie w najlepsze trwała dyskusja odnośnie tego, co powinniśmy zjeść
na śniadanie. Gdy tylko pojawiliśmy się w ich polu widzenia, wszyscy
natychmiast zamilkli wpatrzeni w nas. Starfire unosiła się nad chłopcami,
którzy jeszcze chwile temu przepychali się przy lodówce. Cyborg jako pierwszy
oprzytomniał. Odsunął się od Beast Boy’a i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Koniec
końców, to właśnie Cyborg i Beast Boy sprawiali, że moje samopoczucie
automatycznie się poprawiało. Ich zachowanie pozostawało niezmienne, codzienne
wygłupy i kłótnie wprawiały mnie w poczucie bezwzględnego spokoju. Nabierałam
przekonania, że faktycznie wszystko jest i będzie dobrze. Tak było kiedyś, jeszcze
przed końcem świata i tak zostało do dziś.
–
No, to komu pożywne śniadanko? – wykrzyczał w naszą stronę Cy.
–
Rachie zje razem ze mną. Prawda, niunia? – zawtórował mu przyjaciel.
Beast
Boy pochwycił moje spojrzenie, wpatrując się we mnie intensywnie. Trwało to o
wiele za długo, aż dziwny dreszcz przebiegł po moim ciele. Nie wytrzymałam
napięcia, które powstało między nami i odwróciłam głowę, lekko przytakując.
Wydał jakiś niezidentyfikowany okrzyk, wyrzucając pięść w górę w geście
zwycięstwa. Kącik ust mimowolnie podniósł mi się do góry. To niesamowite, że
taka drobnostka jak przygotowanie śniadania dla kogoś poza samym sobą, może
wywołać taki entuzjazm.
Richard
ruszył w stronę głównego komputera, ja natomiast usiadłam przy stole, kładąc
dłonie na blat. Obserwowałam zmagania chłopców w kuchni. Beast Boy pewnymi
ruchami siekał warzywa, a Cyborg rozbił jajka na patelni. Wszystko wydawało się
takie naturalne, wręcz odprężające. Zachowywali się jakby faktycznie nic złego
nie mogłoby nas już dosięgnąć, a ja postanowiłam im zaufać i otulić się w
złudne poczucie bezpieczeństwa.
–
Chodź, Star, nauczę cię, jak zrobić śniadanie dla prawdziwych mężczyzn! –
rzucił Cyborg, przekrzykując skwierczący boczek.
–
Ale przyjacielu, skoro takie śniadania dedykowane są wyłącznie płci męskiej, to
co mogą zjeść kobiety? – dopytywała Kori, na co Bestia parsknął śmiechem.
–
Dziewczyny zwykle jedzą takie chwasty jak Beastie, ale ciebie nie mógłbym
narazić na zatrucie pokarmowe. – odparł.
Beast
Boy zrobił naburmuszoną minę i już chciał odpyskować, ale zawahał się, widząc
zmierzającego ku wyjściu lidera.
–
Ej, a ty gdzie? – wtrącił, celując w Richarda drewnianą łyżką – Jeśli nie
chcesz jeść tłustego ohydztwa Cyborga, wystarczy powiedzieć. Nie musisz od razu
uciekać. Chociaż z drugiej strony cię rozumiem, niemiłosiernie zalatuje
padliną. – dodał, zatykając nos palcami.
–
Zrobię tylko szybką rundkę wokół Wieży i zaraz wracam. – powiedział spokojnie,
rzucając na stół wymiętą gazetę.
Chłopcy
spojrzeli na siebie, a widząc zmartwioną minę Star szybko i zgodnie zmienili
temat.
–
Tak w ogóle, Star. – zaczął Beast Boy – Prawe sfajczyłaś nasz dom. Zostawiłaś
czajnik na kuchence. A uprzedzając twoje pytanie; podejrzewam, że to ty, bo
nikt inny nie zamierza wypić kakao z musztardą.
Starfire
zrobiła zbolałą minę, chwytając się za serce. Zaczęła ich przepraszać za
zamieszanie, na co Cy tylko machnął ręką.
–
Daj spokój, ten tutaj nawet nie zareagował na alarm. – rzucił, dźgając Bestie
łokciem.
–
Ej, sam nie byłeś lepszy! Musiałem cię wykopać żebyś wstał i się tym zajął.
Przestałam
ich słuchać, przenosząc wzrok na nagłówek z pierwszej strony. Artykuł pomysłowo
zatytułowany „Tytani znowu nie w formie”, został dodatkowo zaopatrzony w zdjęcie
wściekłego lidera zrobione z zaskoczenia. Pokręciłam głową i odwróciłam się w
stronę okien, w przelocie spoglądając na pochłoniętych docinkami przyjaciół, i
Starfire próbującą zażegnać sprzeczkę. Rozsiadłam się wygodniej, wracając
wspomnieniami do odległych czasów naszej pierwszej wzmianki w miejskiej gazecie.
~~~
Obudziłam się
zdecydowanie później niż zwykle, ale usprawiedliwiłam to kilkoma poprzednimi,
nieprzespanymi nocami w nowym świecie. Wsparłam się na łokciu i cichutko
wstałam z łóżka. Starfire nadal spała, a ja nie chciałam jej budzić, tym
bardziej po wczorajszych przeżyciach. Ciemnoskóry chłopak miał tylko dwie
sypialnie, więc zaoferował nam wspólny pokój. Pozostała dwójka nie
zaprotestowała. Chłopak w masce wyszedł późnym wieczorem, a Zielony stwierdził,
że wystarczy mu kanapa w salonie. I tak po kilku ciężkich dniach znalazłam
chwilowy dach nad głową i zapewnione pożywienie. Byłam mu wdzięczna za
zaproszenie do swojego mieszkania, za możliwość schronienia, ciepłej kąpieli i
miękkiego łóżka.
Postanowiłam się
porządzić i otworzyłam jedną z szaf, w nadziei, że znajdę coś co zakryje nieco
więcej ciała niż sama koszulka z nadrukowanym kaskiem. Fakt, przespałam całą
noc i nawet nie przyszło mi do głowy, że jeden z nieznajomych mógłby się do nas
zakraść, ale teraz, kiedy myślę w miarę przytomnie, wypadałoby ubrać się nieco
bardziej przyzwoicie. Poza tym mam wrażenie, że chłopcy podchodzą do nas z
pewną rezerwą. Co prawda ja nie pokazałam wszystkich swoich możliwości, ale
wczorajszy pokaz nadludzkiej siły dziewczyny z kosmosu na pewno długo nie da o
sobie zapomnieć. Znalazłam o wiele za duże, szare spodnie i natychmiast w nie
wskoczyłam. Podwinęłam nogawki i ściągnęłam sznurki w pasie.
Otworzyłam drzwi i
nieśmiało weszłam do dużego salonu połączonego z kuchnią. Beast Boy nachylał
się nad kanapą. Zauważyłam jak lekko drgnęły mu uszy, po czym natychmiast
odwrócił się w moją stronę. Cofnęłam się o krok, na co on wstał z uniesionymi
rękami.
– Spokojnie, nie
chciałem cię wystraszyć. – powiedział z przepraszającym uśmiechem – Szczerze
mówiąc, zawsze uważałem się za nieziemsko przystojnego, więc nie sądziłem, że
mógłbym kogoś przerazić swoim wyglądem. – zaśmiał się sztywno, a ja ledwo
zdołałam wymusić uśmiech.
– Nie chciałam… –
bąknęłam.
Jednym susem
przeskoczył oparcie, podchodząc bliżej mnie.
– Cyborg bierze
prysznic. – zakomunikował, a widząc moją minę, chyba zrozumiał, że nie bardzo
wiem o kim mowa. – Cyborg, no wiesz, ten koleś z metalowymi częściami ciała.
– Ah, no tak. –
przytaknęłam.
– Sam wymyśliłem
ksywkę. – pochwalił się, szczerząc zęby w uśmiechu. – No dobra, wspólnie do
tego doszliśmy. Nic skomplikowanego, a zarazem genialnego. Fajna, nie? W każdym
razie, podejrzewaliśmy, że wstaniecie później, więc nie zrobiliśmy jeszcze
śniadania.
Uśmiechnęłam się
nieznacznie, starając się go jakoś wyminąć. Niestety zdawało się, że Beast Boy
był wszędzie. Przynajmniej jeśli chodzi o jego niemalże namacalną energię.
– Hej, tak sobie
pomyślałem, no bo wiesz, nie chcecie zdradzać swoich imion. Chociaż mam
wrażenie, że po prostu nikt nie chce się wyłamać poza z góry narzucony rozkaz
od tego bufona w masce. W sensie… – jąkał, wskakując na szafkę kuchenną –
Chodzi mi o to, że zostałaś tylko ty. Nie możemy zwracać się do ciebie
bezosobowo. Nie pozwolę na to. Całą noc o tobie myślałem. – palnął, a jego
policzki natychmiast się zarumieniły. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc
spuściłam wzrok. – Znaczy, no… myślałem… eee… – stękał, drapiąc się w tył głowy
– Chciałem powiedzieć, że mogłabyś być Raven. Wydaje mi się, że do ciebie
pasuje. Co ty na to? – nadawał, nie pozwalając mi dojść do słowa – No i tym
sposobem mielibyśmy dwa ptaszki w drużynie.
Chciałam zaprotestować.
Zaznaczyć, że to nie ma sensu, bo i tak z nimi nie zostanę. Nie mogłabym tego
zrobić. Powinnam bardziej uważać. Powstałam ze zła, a moim powołaniem jest śmierć.
Wczoraj pierwszy raz poczułam dziwne ukłucie w sercu, kiedy Cyborg i Robin
bezsprzecznie wyrazili swoje zdanie na mój temat, a to sprawiło, że moje emocje
zostały zachwiane. Nie mogę dopuszczać do takich sytuacji. Zanim zdołałam coś z
siebie wydusić, z łazienki wyszedł Cyborg. Przywitał mnie z uśmiechem na
ustach, a ku mojej uciesze nie skomentował zawłaszczenia sobie jego ubrań.
Podszedł do kuchni, wyjął szklankę i nalał sobie wody.
– Głodni? – zapytał,
spoglądając ponad mną.
Automatycznie powiodłam
za jego wzrokiem, w drzwiach sypialni stała zaspana kosmitka. Poprawiła swoje
długie, rude włosy i skinęła głową, odpowiadając za nas.
– To może Starfire i
Cyborg pójdą na zakupy. – zarządził Beast Boy – A Raven i ja zajmiemy się
przygotowaniem posiłku.
Cyborg spojrzał
niepewnie na Zielonego, zaraz potem na mnie i Star. Przytaknął, na co Starfire
poderwała się i podleciała do drzwi. Wyszli zostawiając mnie z nim samą.
– No, to od czego
zaczniemy? – zapytał, sięgając do lodówki – Boże, kim on jest? – marudził,
wybierając jak najwięcej warzyw. – W całym swoim życiu nie widziałem tyle
mięsa. Obrabował rzeźnika, czy co?
Nie wyglądał na
zadowolonego. Wodził wzrokiem po, jak sam stwierdził, wybrakowanych produktach.
W dodatku podobno jedynych jadalnych. W końcu podał mi nóż i pomidory. Zaczęłam
je kroić, co nie wychodziło mi najlepiej. A patrząc na niego i jego pewne,
szybkie ruchy, wypadałam dość marnie. Widziałam, że powstrzymywał śmiech,
patrząc na niezgrabne kawałki warzywa i na moją twarz, która nie wyrażała
najprzyjemniejszych emocji. Podziękował za pomoc w krojeniu i podał mi
kwadratowy chleb, wskazując na małe urządzenie w rogu.
– Zrób tosty, okej?
Skinęłam głową, choć
tak naprawdę nie wiedziałam za co się zabrać. Odpakowałam chleb i wyjęłam dwie
kromki. I to by było na tyle z moich kuchennych podbojów. Spojrzałam w jego
stronę. Beast Boy zamieszał łyżką na patelni i odwrócił się do mnie.
– Nigdy wcześniej nie
miałaś styczności jakąkolwiek formą gotowania, prawda? – zapytał, lekki uśmiech
błądził mu na twarzy. Pokręciłam głową, przygryzając wargę. – To nic. Daj,
pokażę ci co z tym zrobić. – podszedł do mnie i przejął pałeczkę. Zsunął
wystający z boku kawałek plastiku na dół i włożył chleb do dwóch przegródek od
góry. – Widzisz? To nic trudnego. Z daleka pochodzisz? – zapytał delikatnie.
– Z bardzo daleka. –
bąknęłam, urywając temat.
Beast Boy wpatrywał się
we mnie zawzięcie, czułam jego wzrok błądzący po mojej twarzy. Rozchylił lekko
usta, szukając odpowiednich słów. Pieczywo niespodziewanie wyskoczyło do góry,
na co sama prawie podskoczyłam. Czułam, że Beast Boy zaraz znowu zacznie jeden
ze swoich niekończących się wywodów. Na szczęście tym razem uratowali mnie
wracający z zakupów Cyborg i Starfire. Byli obładowani pakunkami.
– Ona naprawdę ma kopa.
– mówił rozentuzjazmowany – Prawie wyrwała drzwi wchodząc do sklepu. Pociągnęła
zamiast pchać.
Starfire niewinnie
wzruszyła ramionami i odłożyła ciężkie torby na blat kuchenny. Zapytała czy w
czymś pomóc, ale Beast Boy kazał jej usiąść przy stole.
– Zaraz kończymy. –
poinformował ich.
Rozłożyłam pięć talerzy
na stole. Co prawda, nie było z nami Robina, ale obiecał, że rano przyjdzie.
Spodziewaliśmy się go w każdej chwili.
– Nie zgadniecie o kim
piszą w lokalnej gazecie! – wykrzyknął Beast Boy, wyrywając gazetę z rąk
Cyborga. – Nowi obrońcy miasta! Mówiłem wam!
Położył gazetę na stół,
prezentując nam nieco rozmazane zdjęcie naszej piątki. W jednej chwili poczułam
mdłości, skóra zaczęła mnie swędzieć, a oddech stał się ciężki. Arella
ostrzegała mnie żebym nikomu nie ufała, a ja bezmyślnie włączyłam się w ich
zabawę. Co jeśli ktoś mnie rozpozna? Jeśli ktoś mnie znajdzie? Z trudem
złapałam kolejny oddech. Drżące dłonie oparłam na stół i usiadłam na krzesło.
Starfire przyglądała mi się uważnie, jednak niczego nie skomentowała.
– Widzicie do kogo nas
porównywali? – wyrwał mnie z zamyślenia kolejny okrzyk Bestii – Do Ligi! Do
obrońcy Gotham i Metropolis! A teraz przypomnijcie sobie, co takiego mówiłem
wam wczoraj?
– Nie wiem czy jest się
z czego cieszyć. – mruknął Cyborg – Przy nich wypadamy jak ofiary losu.
– Poza tym nie tworzymy
drużyny. – dorzucił Robin, stając w drzwiach – Następnym razem zakluczcie się.
– Ale moglibyśmy.
Bylibyśmy najlepsi. – stwierdził Beast Boy, rozszerzając oczy do granic
możliwości – Poza tym, wczoraj mówiłeś co innego. Mógłbyś chociaż raz się
przełamać i uwierzyć w coś, według ciebie, niemożliwego.
– Sam zdajesz sobie
sprawę z tego ile to wyrzeczeń być bohaterem. Ile poświęcenia i pracy wymaga
taki obowiązek. Wiesz jak długo i intensywnie musielibyśmy trenować żeby się
zgrać?
– Koleś, z tego co się
orientuję… – zaczął Zielony, ale przerwał mu krzyk Cyborga.
Spojrzeliśmy na niego
pytająco, on natomiast stał przy kranie i przepłukiwał sobie usta.
– Co to jest?! Chcesz
nas otruć?
– To tylko warzywa i
tofu. Nic innego nie miałeś w lodówce. – bąknął oburzony.
– Tofu?! A skąd, do
cholery, to paskudztwo miałoby się znaleźć u mnie w lodówce? – Beast Boy
wzruszył ramionami – Nie widziałeś czasami ton mięsa, które tam trzymam?
Bestia skrzyżował ręce
na piersi, obrzucając go gniewnym spojrzeniem.
– Wyobraź sobie, że nie
idzie nie zauważyć tej kostnicy. Stary, wiesz, że to mógłbym być ja? – wygarnął
mu.
– Jestem sportowcem,
muszę jeść mięso. Te twoje podróbki nigdy nie zastąpią prawdziwego, soczystego
kawałka mięska. – odparł Cyborg, a kiedy spojrzał na nas, jakby coś sobie
uświadomił. Spuścił wzrok na metalowe dłonie. – To znaczy, byłem sportowcem.
Ale to nie zmienia faktu, że tofu jest niejadalne.
~~~
Z
zamyślenia wyrwał mnie Beast Boy stawiający przede mną talerz z kolorową
mieszanką warzyw.
~*~*~
Z dedykacją dla
mojej BFF. Koziorożce może i są wiecznie niezadowolone, ale zawsze mają rację.
~Rachel
uhhh, Robcio nie ignoruj naszej Star -_-
OdpowiedzUsuńpowiem tylko tyle, że mega mi się podoba pomysł z opisaniem fragmentu ich początków i mam nadzieję, ze będzie tego więcej (wcale nie dlatego, że Robin był wtedy jeszcze bardziej Robinowy niż zwykle, nie nie nie) och, i klasyczna kłótnia o tofu i mięsko xd team tofu!🥬
U ciebie wszystko kręci się wokół Starfire, u wszystko zbiega się w stronę Rachel. Tak jak być powinno. xd
UsuńTo dobrze, że ci się spodobało, mnie też się to podoba. xd
I, tak, będzie tego duuużo więcej.
Team Schabowy!
Jeżujeżozwierzu, jakie to fajne! Zaczynam obserwować bloga. Mam nadzieję, że często tu wpadasz z notką. ;)
OdpowiedzUsuń(i że kochasz parę Robin x Raven)
Tak się cieszę! ♡♡♡
UsuńWłaśnie zaczęłam pracę nad kolejnym rozdziałem, więc na dniach się pojawi (mam nadzieję).
I oczywiście RobRae uwielbiam, ale nieco w innym wydaniu. ;)