Prolog

Richard

Trwa to już kilka miesięcy. Długo zastanawiałem się czy po tylu latach bycia bohaterem udało mi się wypracować umysł i wyćwiczyć ciało aż do tego stopnia, że nawet po intensywnie spędzonym dniu potrafię bez problemu obudzić się przed wschodem słońca. W końcu doszedłem do wniosku, że moje wczesne pobudki spowodowane są ostatnimi dniami, tygodniami, a nawet miesiącami. Gdybym miał zgadywać, stawiałbym, że wszystko zaczęło się krótko po niedoszłym końcu świata. Każdej nocy jestem w stanie zerwać się na równe nogi zaraz po zaśnięciu, w samym środku nocy, a najczęściej zanim wzejdzie słońce.
W snach często towarzyszą mi obrazy kataklizmu, który miał dosięgnąć ludzkość. Słyszę wokół siebie krzyki i płacz ludzi biegających w popłochu, łkanie chowających się w zakamarkach dzieci, które zniknęły z oczu rodzicom. Ludzie wpadają na siebie, przepychając się w panice, próżno szukają schronienia. Z nieba leje się deszcz krwi, ludzkie ciała są rozrywane, Jump City stanęło w płomieniach, a moja jedyna myśl to ona. Nagle tracę zainteresowanie tysiącami istnień, o które dzień w dzień walczę razem z Tytanami. Nie obchodzi mnie to, że właśnie ważą się losy całego świata. Odrzucam bycie bohaterem i wszystkie zasady, których do tej pory przestrzegałem. Uświadamiam sobie, że mogę ją stracić, a to łamie mi serce. Przeszukuję każdy kąt zrujnowanego miasta, przerzucam sterty gruzów i biegnę gdzieś przed siebie, w nieznane, z nadzieją, że nie jest za późno, że uda mi się ją uratować.
I nagle otwieram oczy, próbując uspokoić oddech i wyrywające się serce. Krtań mnie pali, płuca odmawiają posłuszeństwa. Dopiero po chwili łapczywie wciągam powietrze, odkrywając, że nie wdycham piekielnych oparów. Wiem, że to tylko złudzenie, które zaraz minie. Wiem, że to ona. To jej serce tak szybko galopuje. Nie jestem głupi, już dawno zorientowałem się, że to nie są moje sny, a co za tym idzie, przeżywam wszystko to, co ona. Nie śniłem od czasu pamiętnej walki z demonem.
Kiedy kończę szarpać się z nieposłusznym ciałem, obraz się wyostrza i znowu dostrzegam znajome cztery ściany. Zapach zgnilizny powoli znika, zastępuje go świeżość wypranych pościeli. Zamiast krzyku tłumów, słyszę uspokajający szum oceanu. Każda noc wydaje się być taka sama, jej koszmary są do siebie podobne, zdają się wręcz identyczne. Mimo że w ciągu dnia również mierzę się z jej atakami paniki, to noce są najgorsze. Nigdy nie mam pewności, że wszystko jest w porządku, że na pewno nic jej nie grozi. Wiem, że jest zła, kiedy niespodziewanie ją nachodzę, ale nie mam wyjścia, muszę mieć ją pod kontrolą. Nie mogę więcej spuszczać jej z oczu. Koriand’r twierdzi, że przesadzam. Według niej jest już po wszystkim, ale ja nie mogę pozbyć się przeczucia, że lada chwila może wydarzyć się coś złego.
Wstaję z łóżka, ubieram kolorowy strój i ciężkie buty. Chwytam pudełko z przecenionym żelem i przeczesuję palcami gęste, czarne włosy, tworząc w ten sposób alternatywę mojej codziennej fryzury. Działam pod presją czasu, chociaż zawsze mam wrażenie, że obudziłem się prędzej niż ona. Nocne mary bawią się z nią dłużej, a świadomość tego sprawia, że mam ochotę wybiec z pokoju tak jak stoję.
Wychodząc z sypialni zakładam dwukolorową pelerynę, omijam pokoje przyjaciół, ciesząc się, bo przynajmniej oni mają spokojne noce. Uchylam lekko drzwi do pokoju Rae i spoglądam w pogrążone w mroku pomieszczenie. Dostrzegam jej drobną sylwetkę zwiniętą pośrodku łóżka, wydaje się niesamowicie spokojna. Nabieram przekonania, że nękające ją koszmary minęły, przynajmniej na chwilę. Ten widok wycisza moje myśli. Powoli się wycofuję, oddając jej prywatność. Mam nadzieję, że nie jest świadoma moich wizyt.
Żwawym krokiem wchodzę do salonu z aneksem kuchennym. Omijam porozrzucane na podłodze opakowania po przekąskach i napojach, odnotowując w głowie, że najwyraźniej znowu muszę poruszyć temat sprzątania po sobie z męską częścią drużyny. Docieram w końcu do blatów kuchennych i od razu sięgam po czajnik, nalewam wody i odstawiam go na kuchenkę. Wyjmuję z górnej szafki kubek z wyrysowanym nietoperzem, przypominając sobie miny Cyborga i Bestii, kiedy mi go wręczali i drugi z kwiecistym chaosem w ciemnych barwach, gdzie tylko nieliczne płatki kwiatków zasłużyły na złote wykończenia. Patrząc na niego, dostrzegam w tym wzorze idealne odzwierciedlenie mętliku jaki ma w głowie. Może dlatego go tak lubi. Stawiam naczynia na niedomytym blacie i wsypuję do jednego moją ulubioną kawę, a do drugiego liściastą herbatę oraz cukier. Szybko lustruję pomieszczenie, pomijając bałagan w salonie, zauważam, że kuchnią też się nikt nie zajął, a o ile dobrze pamiętam wczorajszy dyżur miał Logan. Zerkam w kalendarz przypięty magnesem do lodówki i klnę się w myślach za takie niedopatrzenie. Wczoraj przypadła kolej na mnie, ale byłem tak zapracowany, że kompletnie wyleciało mi to z głowy. Nic nie szkodzi, nadrobię wszystko jeszcze zanim wstanie reszta drużyny, a później obudzimy Beast Boy’a i obowiązkowo udamy się na plac treningowy. Rozciągam ciało, czekając aż woda zacznie wrzeć. Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spędziłem poranek na siłowni. Przez codzienną gonitwę z czasem nawet nie miałem okazji choćby pomyśleć o porannych ćwiczeniach. Napełniam naczynia wrzątkiem, zaciągam się odurzającym zapachem kawy i upijam łyk zbawiennego napoju. Biorę oba kubki, tarasuję sobie przejście odgarniając nogami śmieci i wychodzę z salonu. Niemalże zaczynam biec dobrze mi znanymi, ponurymi korytarzami, a kiedy w końcu docieram pod schody, ze skupieniem przeskakuję po dwa stopnie, docierając na dach wieży.
Najpierw moją uwagę przyciąga niebo rozbite pomiędzy witający ognistą kule wschód a roziskrzony gwiazdami zachód. Nabieram w płuca chłodnego powietrza, mrużąc oczy spostrzegam w oddali trzepoczącą na wietrze granatową pelerynę. Podchodząc bliżej dosięgam wzrokiem rozwiane we wszystkie strony ciemne włosy. Rav stoi na skraju dachu i niewzruszona spogląda w nieznany mi punkt, gdzieś poza oceanem. Nerwowo porusza palcami, skubiąc skórę przy kciuku, aż powstaje mała rana, co nie uchodzi mojej uwadze. Uśmiecham się krzywo, podając jej herbatę. Przestaje rozdrapywać rankę i mechanicznie chwyta drobnymi dłońmi gorący kubek, nie spoglądając na mnie ani razu. W przeciwieństwie do niej, ja wpatruję się w nią obsesyjnie, starając się dostrzec to samo. Chciałbym dogonić jej myśli. W jednej chwili nabrałem przekonania, że od zawsze wszystko kręciło się wokół jednej osoby, że moje życie i rola jaką w nim pełnię, jest podporządkowane właśnie jej. Wszystko, co przeszedłem sprowadziło mnie prosto do tej drobnej, niepozornej dziewczyny. Wygląda na to, że moją najważniejszą misją jest trwanie przy niej.
Słońce zaczyna swoją powolną wędrówkę po niebie, rozpraszając mrok nocy. Rae wygląda jak zahipnotyzowana, wbijając spojrzenie prosto w wychylające się zza oceanu światło. Wreszcie słyszę wyczekiwane, głębokie westchnienie przyjaciółki i sam również wzdycham, widząc malującą się na jej twarzy ulgę. Znów udało jej się przetrwać kolejną dobę. Jak co ranek ogarnęła mnie duma z mojej podopiecznej. Biorę kolejny łyk kawy. Prostując się spoglądam to na słońce, to na znajomą, bladą twarz mojej Nadziei.
– Zapowiada się cudowny dzień. – mówię, przerywając głuchą ciszę między nami.
Nagle jakby mnie zauważyła, przysuwa się bliżej i opiera głowę o moje ramię. Obejmuję ją czule w pasie, chcąc tym samym zagwarantować jej, że wszystko będzie dobrze. Chcę dać jej poczucie bezpieczeństwa. Przecież tak jest, prawda? Codziennie staram się utwierdzić w swoim przekonaniu, że przy mnie zawsze będzie bezpieczna. W końcu już nie raz ją uratowałem.
– Jestem tu dla ciebie, Rachel. I już zawsze będę przy tobie. – zapewniam, całując ją w czubek głowy.

~*~*~

~ Rachel

Komentarze

  1. zabije cię ;-;
    znam to już niemal na pamięć, tu nie było co poprawiac!
    bierz się za kolejną notkę, zanim się wkurze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak wiele zmieniłam, nie możesz zaprzeczać.
      I wiesz, Kibo, mogłabym powiedzieć to samo...

      Usuń
  2. Ja tylko proszę, żeby przyjść albo dziś wieczorem, albo w czwartek mnie kopnąć, bo na razie nie mam za bardzo czasu przeczytać, a bardzo chcę to zrobić na spokojnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że kopanie czytelników jest troszeczkę zabronione xD

      Usuń
  3. Jeeezzzuuuuuu!!!!!!
    Nareszcie. Ludzie, dawajcie fanfary, bohaterskie odznaczenia i oddajmy pokłon xD.
    Bardzo mi się podoba. No nie wiem, jak mam to oddać... bo brak mi słów. Już samo skupienie się na Raven to miód na moje serce, czy jak to się tam mówi, a jeszcze ten oddany Robin... Poproszę o więcej... I może nieśmiało zapraszam do mnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemal pisnęłam z radości czytając ten komentarz.
      Cieszę się, że mimo takiej przerwy od pisania coś tam mi jednak wyszło.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział pierwszy

Rozdział siedemnasty

Rozdział szesnasty