Rozdział dziesiąty
Richard To był naprawdę przyjemny wieczór. Prawie zapomniałem jak to jest oderwać się od narastających problemów i obowiązków. Kiedy współpracowałem z Bruce’em wszystko wyglądało inaczej, miałem więcej swobody i wolnego czasu. To mój ojciec zajmował się całą papierkową robotą, planowaniem treningów, udoskonalaniem sprzętu i wszystkim innym. Jakby tego było mało na głowie miał wychowanie i szkolenie nie tylko mnie, ale również Jason’a i Timothy’ego. Zawsze go podziwiałem, ale teraz kiedy poznałem znaczenie bycia liderem i brzemienia, które się z tym wiąże mój szacunek do niego wzrósł jeszcze bardziej, choć nie przypuszczałem, że jest to możliwe. Po tak długiej przerwie od wszelkiego rodzaju wypadów na miasto dziwnie było mi poruszać się nierozpoznawalnie wśród tłumu. Kori zdawała się nie mieć z tym żadnego problemu. Zwykłe ziemskie ubrania wyglądały na niej idealnie – zresztą jak wszystko. Lawirowała między ludźmi z uniesioną głową, narzucając mi zawrotnie szybkie tempo. O d