Rozdział szósty
Victor Całe popołudnie ślęczałem nad wynikami Garfielda. Byłem tak skupiony na niezrozumiałych zmianach, które zachodziły w jego organizmie, że całkowicie zapomniałem o reszcie świata. Odnotowałem tylko Starfire, która cicho wleciała do skrzydła z obiadem na tacy. Jak się domyślałem zdążyła przeszukać całą wieżę nim przyszła jej na myśl część szpitalna. I Richarda, który przyszedł z rozciętą dłonią w poszukiwaniu apteczki, próbując przy tym wyglądać na niezainteresowanego tym, co tak bardzo przykuło moją uwagę. Wreszcie opadłem zrezygnowany na fotel, chwytając w dłonie puszkę z zimnym napojem gazowanym. Wziąłem kilka dużych, szybkich łyków, aż zmroziło mi mózg. Obróciłem ją w dłoniach. Nie byłem w stanie stwierdzić jak się tu znalazła. Mogłem jedynie zgadywać, że to Kori podrzuciła mi ją, kiedy sprawdzała czy nadal siedzę wgapiony w monitor. I gdybym miał ludzkie dłonie, dałbym sobie jedną uciąć, że faktycznie przyszła to sprawdzić. Uśmiechnąłem się na samą myśl o jej opiekuńczości...